Ebony
Nie dojść, że był pierwszym chłopakiem, na którym tak bardzo
zaczęło mi zależeć to jeszcze tak cholernie mnie skrzywdził. Wiem, że nie znamy
się nie wiadomo jak długo, ale moje uczucia nasilają się coraz bardziej z każdą
wspólnie spędzoną chwilą. W dodatku chłopak wpakował się w jakieś kłopoty i to,
że nie chce ze mną być usprawiedliwia właśnie tym. Mam nadzieję, że moi rodzice
nie zabronią mi się z nim spotykać po tym jak pojechałam uwolnić go z komisariatu.
Co za dupek.
Lately I've been thinking,
thinking 'bout what we had
I know it was hard, it was all that we knew, yeah.
Have you been drinking, to take all the pain away?
I wish that I could give you what you deserve
'Cause nothing can ever, ever replace you
Nothing can make me feel like you do.
You know there's no one, I can relate to
And know we won't find a love that's so true.
I know it was hard, it was all that we knew, yeah.
Have you been drinking, to take all the pain away?
I wish that I could give you what you deserve
'Cause nothing can ever, ever replace you
Nothing can make me feel like you do.
You know there's no one, I can relate to
And know we won't find a love that's so true.
Rozejrzałam się
dookoła. Justin gdzie Ty do cholery jesteś? Wytężyłam swój wzrok raz jeszcze,
lecz nigdzie go nie ujrzałam. Po chwili poczułam jak silne dłonie obejmują mnie
w pasie i powoli odwracają w swoją stronę.
- Szukasz kogoś? – usłyszałam,
gdy szepnął mi do ucha. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym patrząc mu w oczy
pocałowałam go namiętnie. Nie potrafiłam o nim zapomnieć. Każda sekunda
spędzona bez NIEGO była katorgą. Cały czas o nim myślałam. Zamykając oczy
widziałam jego czekoladowe tęczówki.
- Już znalazłam –
odpowiedziałam puszczając mu oczko. Chłopak splótł nasze palce razem.
Uśmiechając się do mnie pociągnął mnie w stronę parku.
- Idziemy na lody? –
zaproponował wskazując na białą budkę stojącą u wejściu do miejsca gdzie
znajdowały się ławki.
- Po co chciałeś się
spotkać? O co chodzi Justin? – zapytałam zbywając jego pytanie, ponieważ
przypomniało mi się, po co naprawdę się tu spotkaliśmy.
- Po prostu się za
tobą stęskniłem – odpowiedział zamawiając czekoladowe lody. Prychnęłam, na co
on pocałował mnie w nos.
- Kłamiesz – wzięłam
od niego jeden wafelek z dwiema gałkami. Usiedliśmy na ławce a on zaczął mi się
uważnie przyglądać.
- Uzależniłem się –
odparł a uśmiech cały czas nie schodził z jego twarzy.
- Chyba od własnej
głupoty się uzależniłeś – prychnęłam, czego po chwili gorzko pożałowałam,
ponieważ chłopak zmroził mnie swoim spojrzeniem.
- Od ciebie! –
zakomunikował dumny, co wywołało u mnie napad śmiechu. Wyglądał tak słodko ze
‘zdenerwowaną’ miną, którą zawsze robił, gdy sobie z niego żartowałam lub był
sfrustrowany.
- Śpisz dzisiaj u
mnie? – zaproponowałam, na co on uniósł brew znacząco. Zaśmiałam się.
- Zapraszasz mnie do
łóżka? – odpowiedział cwanie, przez co jego bark ucierpiał, ponieważ go
uderzyłam. Spojrzał na mnie groźnie.
- Pewnie, zapraszam Cię na pościel i
piżamkę – zakpiłam sobie z niego. Chłopak oblizał swoje dolne wargi jak gdyby rzecz,
jaką mu teraz zaproponowałam była cholernie seksowna. Parsknęłam śmiechem.
- Okej, to jedziemy
już? Nie mogę się doczekać! – powiedział niemalże podskakując na ławce, na
której siedzieliśmy. Nie mogłam przestać się z niego śmiać.
- Nie podnieciłeś się
za bardzo? – prychnęłam a on spojrzał na mnie karcąco. Kiwając przecząco głową i
mrucząc coś pod nosem wstał z ławki.
- Cześć – usłyszałam
głos postaci, która się do nas zbliżała. Już znałam skądś ten zachrypnięty męski
ton. Spojrzałam w lewo a moim oczom ukazał się Jason. Skąd on się tu wziął?
- Ebony – Justin
wystawił w moim kierunku rękę. Wstałam a on kazał mi stanąć za sobą tak, że
całe jego ciało mnie chroniło. Nie wiedziałam, co tu się do cholery dzieje i
jak chłopak nas znalazł. Po za tym, kim on w ogóle był, że Bieber tak strasznie
się denerwował, gdy tylko go widział?
-Nie musisz jej
chronić. Najwyżej najpierw zabiję Ciebie a dopiero potem zabiorę się za Twoją
seksowną dziewczynę. Chyba, że wykorzystam ją w inny sposób… - do moich uszu
doleciał ten zimny i przepełniony nienawiścią głos.
- Nie waż się jej tknąć
–odpowiedział mu Just. Czułam jak w jednej chwili od jego ciała zaczęło bić
niesamowite ciepło. Był naprawdę zdenerwowany. Ja byłam raczej oszołomiona tą
sytuacją. Nie mogłam w ogóle skupić się na tym, co aktualnie się dzieje.
- Bo co mi zrobisz? –
w mojej głowie zadudnił śmiech Jasona. Wyjrzałam lekko zza ramienia Biebera,
lecz schowałam się momentalnie z powrotem widząc, że facet wyciąga broń i
zaczyna ją delikatnie okręcać w dłoniach. Czy czekała nas teraz śmierć? Kim on
w ogóle był i dlaczego chciał nas zabić?
- O co tu chodzi? –
zapytałam przerywając ich rozmowę. Wyszłam zza pleców brązowookiego stając jak
najbliżej naszego napastnika. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale czułam, że
musze to zrobić.
- Ebony! – poczułam
jak Justin pociąga mnie za rękę do tyłu abym się cofnęła, lecz wyrwałam mu się,
co bardzo rozbawiło Jasona.
- Chodź ze mną, pokaże
ci jak wygląda prawdziwe życie z prawdziwym facetem. Dam ci wszystko, czego ten
dupek ci nie dał. W porównaniu do niego mam jaja i umiem o siebie zadbać –
zakpił. Zobaczyłam też, że wystawia rękę w moim kierunku. W drugiej miał broń,
którą w ułamku sekundy podniósł do góry. Usłyszałam strzał. Poczułam prędkość kuli,
która przeleciała niedaleko mnie.
Obejrzałam się do tyłu.
Justin
Upadł na ziemię.
Jego ciało otoczyła
kałuża krwi.
Byłam w szoku.
Zaczęłam krzyczeć. Płakać. Piszczałam, pomimo iż w moim gardle utknęła ogromna gula.
- Ebony! Ebony wszystko w porządku? – ze snu wybudził mnie
głos Justina. Przetarłam oczy. Całe moje ciało było przeraźliwie gorące i
oblane potem. Oddech miałam niespokojny. W ogóle nie mogłam złapać tchu.
- Co ty tu robisz? – zapytałam po chwili chłopaka, gdy ten
przytulał mnie i gładził delikatnie moje plecy. – Jak tu wszedłeś?
- Chciałem ci wszystko wyjaśnić i powiedzieć prawdę –
powiedział wskazując lekkim ruchem głowy na otwarte drzwi balkonowe. Miałam
ochotę przywalić sobie jak najmocniej w głowę. Jak mogłam być na tyle głupia,
aby nie zamknąć drzwi na noc? W tym
samym czasie spojrzałam na zegarek. Dobiegała już północ a więc spałam zaledwie
od godziny.
- Śniło mi się, że siedzieliśmy w parku, w pewnym momencie
przyszedł Jason. Zaczął coś do nas gadać a na koniec cię zastrzelił… -
szepnęłam mrużąc kilkukrotnie oczy abym mogła dojść do siebie.
- Już wszystko w porządku, jestem tutaj – mruknął mi do ucha
cały czas nie przestając mnie przytulać. Chociaż po wydarzeniach z ostatnich
kilku dni byłam na niego zła w tym momencie nie było to ważne.
Cieszyłam się, że miałam go teraz przy sobie nawet, jeśli nic do mnie
nie czuł i w ogóle się dla niego nie liczyłam.
- Chcesz mi coś powiedzieć? – zapytałam spoglądając na jego
twarz. Była perfekcyjna. Oczywiście jak zwykle kolczyki zdobiły jego uszy,
dzięki czemu wyglądał bardziej męsko i łobuzersko. Przygryzł dolną wargę, po
czym nabierając powierza odpowiedział mi:
- Zależy, co chcesz wiedzieć – uśmiechnął się lekko próbując
załagodzić sytuację, lecz nie wyszło mu to zbyt dobrze. Dlaczego zawsze pociągali
mnie źli chłopacy? Ogromne ego, twardziele, zdolni do wszystkiego.
- Wszystko – rzuciłam w kierunku Justina z niecierpliwością czekając,
co takiego chłopak ma mi do powiedzenia. Nie mogłam zebrać myśli i plotłam głupoty,
ponieważ był środek nocy, ale naprawdę chciałam żeby brązowooki powiedział mi w
końcu prawdę.
- Powiedziałem ci wtedy to wszystko, bo boję się cholernie,
że gdy się do ciebie zbliżę to cię skrzywdzę, lub coś ci się stanie. Chcę twojego szczęścia, ale nie wiem czy ja
potrafiłbym ci je dać. Boje się. Cholera rozumiesz to? – warknął zły, na co
obrzuciłam go ostrzegawczym spojrzeniem.
- Jest północ, mógłbyś się przymknąć, bo obudzisz mi całą
rodzinę? – skarciłam go wkurzona jego zachowaniem. Spuścił głowę w dół, po czym
potarł lekko swój kark.
- Nielegalne wyścigi – wypuścił te słowa z ust razem z
powietrzem. Nie byłam pewna czy na pewno dobrze usłyszałam, więc spojrzałam na
niego jak kretynka. Przygryzłam wargę zdenerwowana tak samo jak on zrobił to
wcześniej.
- Czyli jednak się wtedy ścigałeś? A ja naiwna wyciągnęłam cię
z komisariatu… - zaczęłam, lecz ten posłał mi piorunująco-mordercze spojrzenie.
Było późno, więc każdy najmniejszy dźwięk roznosił się po pomieszczeniu sto
razy głośniej, więc zamiast krzyczeć woleliśmy przesyłać sobie różne groźne
spojrzenia.
- Nie ścigałem się! – ofuknął mnie, za co ostrzegam, ale
uderzyłabym go w twarz gdyby nie to, że zaplątałam się w kołdrę. Tak jestem
idiotką. – W Atlancie byłem uzależniony od wyścigów. To było całe moje życie,
ale razem z przeprowadzką tutaj chciałem to skończyć, lecz nie było to takie
łatwe jak przypuszczałem. Na mojej drodze pojawił się Dragon, którego znasz też,
jako Jasona. Groził mi, że jeżeli nie wezmę udziału w wyścigach to będę miał
przesrane. Że zrobi coś tobie lub mojej mamie. Wiem, że to skomplikowane, ale
to jest właśnie cała prawda.
- I właśnie przez to nie chcesz ze mną być? – spytałam nie
rozumiejąc jednak całej sytuacji. On od razu pokiwał głową przecząco i złapał
moją dłoń.
- Nie, po prostu boję, że może ci się coś przeze mnie stać –
odpowiedział wzdychając ciężko, po czym spojrzał mi w oczy. Czy on jest w ogóle
normalny? To jest jego wymówka? I on niby myśli, że mu uwierzę…
- Myślałam, że jesteś bardziej inteligentny – powiedziałam
śmiejąc się pod nosem. On popatrzył na mnie spod byka nie do końca wiedząc, o
co mi chodzi. – No miałam nadzieję na bardziej kreatywną wymówkę.
- Cholera Ebony! – niemalże krzyknął jednocześnie kiwając
głową z niedowierzaniem. To chyba ja tak powinnam zrobić. – Po prostu chciałem
cię chronić.
- Okej, rozumiem już – szepnęłam po chwili przyglądając się
jego twarzy, na której złość mieszała się ze smutkiem. Odpuściłam sobie
kłócenie się z nim, ponieważ był środek nocy i nie miało to najmniejszego
sensu. Musze sobie wszystko przemyśleć a wtedy dowiem się, co dalej z Justinem.
- To ja już pójdę – oznajmił wstając z łóżka. Podrapał się
po torsie i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
- Co cię tak bawi Bieber? – warknęłam zła, że chłopak nawet
w takiej sytuacji potrafił się śmiać. On zmierzył mnie wzrokiem od góry do
dołu. Spojrzałam na siebie żeby dowiedzieć się, co jest nie tak. Boże, jaka
ja jestem głupia… Siedzę przed nim w piżamie, która opina mi się na piersiach a
krótkie spodenki pokazują mu moje nogi w całej okazałości. Strzeliłam sobie z
otwartej w czoło, po czym położyłam się na poduszkę i przykryłam kołdrą po same
uszy.
- Słodko wyglądałaś – powiedział uśmiechając się szeroko.
Próbował rozluźnić sytuację i sprawić żebym się na niego nie gniewała. W sumie mu się udało.
- Nie podlizuj się tylko wskakuj do łóżka – wymamrotałam
ziewając głośno. Nie było sensu żeby wracał do domu w środku nocy, więc postanowiłam go przenocować. Brązowooki bez słowa wdrapał się na łóżko i położył obok mnie.
Poczułam jak jego dłonie oplatają mój pas.
- Kocham cię okej? – szepnął mi do ucha jednocześnie całując
mnie w szyję. – Będzie dobrze.
- Justin! Cholera wstawaj – warknęłam zła, gdy chłopak ani
drgnął. Zbliżała się siódma rano, co oznaczało, że moja mama zaraz wstanie i
będę musiała zbierać się do szkoły.
- Co jest? – mruknął, gdy z całej siły uderzyłam go poduszką
w twarz. Nie zdążyłam nawet nic powiedzieć, ponieważ chłopak odwrócił się a ja
poleciałam na plecy. Wzdychając poczułam jak jego ciało
się podnosi. Po chwili nachylił się nade mną i z cwanym uśmiechem przygryzł
dolną wargę. – Nie musisz mnie budzić aż tak wulgarnie, wystarczył zwykły buziak
– zaśmiał się.
- Moja mama zaraz wstanie. Ruszaj się – odparłam przerywając
jego zagrywki. Czy on zawsze miał dobry humor, gdy sytuacja akurat tego nie
wymagała? Przewróciłam teatralnie oczami, gdy chłopak ani drgnął. Wręcz
przeciwnie z fascynacją zaczął przyglądać się moim oczom. – Natomiast twoja
mama cię zabije jak zobaczy, że nie ma cię w łóżku.
- I tak już jestem uziemiony – westchnął, na co się
zaśmiałam. Boże jak oni mi działa dzisiaj na nerwy.
Naprawdę. Gdyby nie przyszedł do mnie w środku nocy może wyspałabym się a jego
osoba nie irytowałaby mnie tak bardzo.
- Ojej biedny Justinek. Wymyka się z domu, chociaż mamusia
mu nie pozwoliła. Cóż za poświęcenie – zakpiłam sobie z niego, lecz po chwili
pożałowałam tego gadania, ponieważ usta chłopaka idealnie ułożyły się na moich
składając delikatny pocałunek.
- Widzimy się w
szkole – powiedział puszczając mi oczko. Chwila moment a jego postać zniknęła
za drzwiami balkonowymi. Westchnęłam głośno. To jak na mnie działał
zdecydowanie nie było normalne.
Musiałam, czym prędzej udać się do łazienki, ponieważ przez
chłopaka zostało mi niecałe dwadzieścia minut na przygotowanie. Przecież Ivy
mnie zabije, jeżeli kolejny raz się spóźnię. Nie mając czasu wzięłam z szafy
zwykłą luźną bluzkę, jeansy i niebieskie tenisówki. Ubrałam się w to szybko, po
czym zajęłam się swoją twarzą.
- Jesteście razem? – usłyszałam pytanie Ivy, gdy byłyśmy już w połowie drogi do szkoły. Spojrzałam na Davis zdziwiona śmiejąc się cicho pod nosem.
- Nie, to skomplikowane – odpowiedziałam, na co dziewczyna
prychnęła.
- Tak, na pewno. Poświęcasz mu więcej czasu niż mi i nie
wiesz? – zażartowała. Poruszyła temat, na jaki sama nie umiałam sobie
odpowiedzieć i liczyła na nie wiadomo, co. Sama chciałabym umieć określić, co
łączy mnie z Justinem.
- Pogadaj z Bieberem, bo to on nie wie, czego chce –
sapnęłam zdenerwowana. Na szczęście powoli zbliżałyśmy się do szkoły, więc
przyjaciółka nie kontynuowała tematu. W oddali zobaczyłam, że na parkingu stoi
już czarne Camaro chłopaka. Brązowooki stał oparty o drzwi kierowcy a z jego ust
wydobywał się dym papierosa. Jego czarna skurzana kurtka idealnie komponowała
się z samochodem.
Ivy uśmiechnęła się do mnie znacząco, po czym machając mi
poszła do szkoły. Westchnęłam. Just stał do
mnie tyłem, więc miałam chwilę na ogarnięcie się. Gdy już nabrałam pewności
podeszłam do niego.
- Witaj piękna – przywitał mnie całując mój nagi kark, co
momentalnie wywołało ciarki na moim ciele. Chłopak zaśmiał się pod nosem, po
czym potarł moje ręce, aby gęsia skórka zniknęła.
- Gotowy na dzień pełen niezapomnianych wrażeń w szkole?
– zapytałam, na co on parsknął śmiechem.
- Z Tobą zawsze – odpowiedział łapiąc moją dłoń.
Zarumieniłam się lekko. Potrafiliśmy się kłócić, on mógł mnie ranić, lecz ja
cały czas mu wybaczałam.
Justin
- Muszę jechać coś załatwić. Wpadnę do Ciebie pod wieczór,
okej? – powiedziałem do Ebony, gdy po ostatniej lekcji opuszczaliśmy już
budynek szkoły. Musiałem pojechać do tego kolesia, który rozwalił mi lampę w samochodzie,
bo sorry, ale nie będę płacił za to z mojej kieszeni skoro to nie była moja
wina.
- Mogę jechać z Tobą? – zapytała przytulając się do mnie. Wzruszyłem
lekko ramionami, ponieważ nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć. – Chociaż w
sumie za pół godziny muszę odebrać brata ze szkoły, więc lepiej pojadę do domu.
Pa – powiedziała, na co pocałowałem ją w policzek.
- Do zobaczenia – odpowiedziałem. Wsiadając do samochodu
odpaliłem papierosa. Dziewczyna zniknęła mi z pola widzenia, więc mogłem już
spokojnie odjechać.
Skierowałem się pod adres, który został mi podany tamtej nocy. Po
dwudziestu minutach byłem już na miejscu. Zajechałem pod mały żółty budynek z
namalowanym czarnym tygrysem obok drzwi. Wysiadłem z samochodu. „Tiger Boxing
Gym”.
Wchodząc do środka pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to ring
stojący na środku. Po bokach były różne sprzęty, na których trenowało kilka
osób. Wszedłem głębiej. Rozglądnąłem się dookoła. Chłopak, którego poszukiwałem
akurat walczył. Podszedłem, więc bliżej nie przestając oglądać miejsca, w
którym się właśnie znajdowałem. Na jednej ze ścian widniał duży cytat.
Przeczytałem go.
Powiem Ci coś, co już pewnie wiesz. Świat to nie tylko słońce i tęcza, to obrzydliwe miejsce. Choćbyś był bardzo twardy świat rzuci Cię na kolana i nie da Ci wstać. Nikt ci tak nie dokopie jak samo życie. Wali mocno, ale chodzi o to ile zdołasz znieść i żyć dalej, ile ciosów zdołasz przetrwać. Na tym polega zwycięstwo. Jeśli wiesz ile jesteś wart to bierz, co twoje, ale zbieraj też ciosy i nie wytykaj palcami mówiąc, że nie osiągasz sukcesu przez tego czy tamtego. Tak postępują tchórze a Ty nie jesteś jednym z nich. – Rocky Balboa
Potrząsnąłem lekko głową. Te słowa brzmiały jakby były tu
specjalnie dla mnie. W jednej chwili zrobiło mi się dziwnie duszno i gorąco.
Jakby ktoś chciał przekazać mi jakąś cenną informację. Wsadziłem ręce do kieszeni.
- Już myślałem, że nie przyjedziesz – usłyszałem po chwili.
Podniosłem swój wzrok do góry.
- Ktoś musi naprawić mi tą lampę – odpowiedziałem, na co brunet
zaśmiał się. Ciało chłopaka było wyrzeźbione jeszcze lepiej niż moje. Długo
musiał trenować, aby to osiągnąć.
- Poczekaj przebiorę się i zobaczymy, co da się zrobić.
Rozglądnij się – powiedział odchodząc w stronę jednych z drzwi, w których jak
podejrzewam znajdowała się szatnia. Usiadłem sobie na ławce. Siedziałem
bezczynnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Chłopak wrócił po jakimś kwadransie.
- Fajnie tu macie – skwitowałem stając koło niego.
Skierowaliśmy się do wyjścia.
- Tak w ogóle to Hugo jestem – przedstawił się jednocześnie
wkładając torbę treningową do bagażnika swojego Mustanga Shelby.
- Justin – odpowiedziałem ściskając jego dłoń. Po chwili
wsiedliśmy do swoich wozów, po czym ruszyłem za Hugo abyśmy po dwudziestu minutach
mogli znaleźć się pod warsztatem samochodowym.
~*~
Tekst pisany pochyłą kursywą to był sen Ebony, gdyby ktoś nie ogarnął :)
Justin zaczyna się coraz bardziej rozkręcać.
Bardzo się cieszę, że moje opowiadanie przypadło do gustu tak dużej ilości osób. Pisanie dla Was sprawia mi dużo radości ♡
Tutaj możecie zapoznać się z kolejnym nowym bohaterem: klik.
świetny tylko chyba pomyliłaś dragona z dangerem haha;d
OdpowiedzUsuńi fajne jest to, że wszystko dzieje się w takiej napiętej atmosferze i chcesz więcej i więcej i więcej <3
czekam na nowy <3
Dragon nie zabija w moim opowiadaniu ludzi tak jak Danger :) I wymyśliłam tą postać za nim jeszcze zaczęłam czytać opowiadanie z Dangerem, więc nie ma ona z nim nic wspólnego :)
Usuńnie, jej chodziło o to, że napisałaś "Danger" zamiast "Dragon".. :)
UsuńAa, okej trzeba było tak od razu :) Moja wina, przepraszam.
Usuńi tak się nic nie stało. :D takie rzeczy się zdarzają :)
Usuńno dokładnie, chyba pomyliłaś :D heheh.. ale to się zdarza. :D
OdpowiedzUsuńchcę więcej :D ♥
@biebergirl_001
http://becauseofyou-jb.blogspot.com/
Jejku świetny rozdział. Coraz bardziej mnie zaskakujesz. Podoba mi się to jak wymyśliłaś cały ten rozdział. Jesteś genialna. Podobają mi się twoje pomysły a ten blog jest niesamowity. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :D
OdpowiedzUsuńPowinnaś mieć ze 60 komentarzy ! Strasznie mi się tutaj podoba.. A Ty bardzo fajnie piszesz. Naprawdę. Wkurzam się na Justina. Ma przy sobie taką zaczepistą dziewczynę, a nie potrafi nic z tym zrobić. Serio, niech uciekną do jakiejś dżungli, czy coś.. XD
OdpowiedzUsuń[justinbieber-clare.blogspot.com]
Niezmiernie się cieszę że wreszcie udało mi się nadrobić wszystkie notki :D
OdpowiedzUsuńTrochę mnie nie było a opowiadanie nieźle się rozkręciło!
Kurcze, trochę szkoda mi Justina że kocha Ebony ale żeby jej się nic nie stało nie chce z nią być. To musi być dla niego naprawdę ciężkie.
Niestety Dragon nie znikł z ich życia po tym wygranym wyścigu, chociaż jest nieziemsko przystojny :P
Justin skrada się do niej przez balkon jak Romeo do Juli :P
No i wygląda na to że wreszcie będzie miał pierwszego kolegę w nowym mieście! Sukces :D
Czekam na kolejny!!
świetny. coś czuję, że justin zacznie trenować box, uhu :D haha, to będzie fajne :3 dawaj następny ;)
OdpowiedzUsuńAaaa jesteś boska i twoje rozdziały również!!*_* Nie moge się doczekać kolejnych ! <3 pisz pisz pisz jak najwiecej i jak najszybciej, nie pozwól zaprzepaścić takiego talentu jesteś wielka :-*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział mam nadzieje że Hugo zaprzyjaźnie się z Justinem a Jason da im spokój
OdpowiedzUsuńKocham <3
OdpowiedzUsuńSuper nocia :)
OdpowiedzUsuńCzekam na newsa :)