poniedziałek, 23 grudnia 2013

21.{1/2} Secrets.


Była osiemnasta trzydzieści a ja siedziałam zdenerwowana w kuchni. Zostały niecałe dwie godziny do spotkania z 'tajemniczym prześladowcą' a ja naprawdę nie byłam na nie gotowa. Z drugiej strony nie wierzyłam w zawartość tego całego listu, który wczoraj dostałam - dopiero spotkanie z jego autorem umożliwiłoby mi rozważenie jego prawdziwości.
Bałam się tego spotkania, ponieważ po prostu czułam, że zmieni ono moje życie ze względu na to, iż Justin był dla mnie naprawdę ważny.
A propos Justina - nie widziałam się z nim od wczoraj, ponieważ dzisiaj załatwiał 'ważne sprawy na mieście'. Wzdychając głośno, odeszłam od stołu i nalałam sobie wody. Upiłam duży łyk, podczas gdy do pomieszczenia weszła moja mama. Nie chcąc z nią rozmawiać jak gdyby nigdy nic poszłam na górę do swojego pokoju.
Spakowałam torbę leżącą na biurku oraz założyłam buty. Na zegarku dochodziła dziewiętnasta, więc postanowiłam już wyjść zważywszy na to, iż droga do Waffle House zajmowała autobusem prawie dwadzieścia minut a ja chciałam mieć jeszcze czas na ułożenie wszystkich myśli przed spotkaniem.
Gdy dotarłam na miejsce nawet nie wiedziałam, do którego ze stolików mam się udać. Stałam przy drzwiach wejściowych przez kilka minut dopóki czyjaś ręka nie spoczęła na mojej talii, na co odskoczyłam wystraszona. Kilka centymetrów przede mną znalazł się czyjś tors. Uniosłam wzrok do góry i ujrzałam twarz Bomera. Zamarłam, gdy pierwszą myślą, jaka przytoczyła się do mojej głowy było to, że to on może być moim 'tajemniczym prześladowcą'.
 - Przepraszam, czekam na kogoś - wyjaśniłam odsuwając się, ponieważ może chłopak nie miał jak przejść a ja blokowałam mu drogę, lecz ten zaśmiał się i nawet nie drgnął o minimetr. Już wyobrażam sobie minę Justina gdyby ten dowiedział się, z kim właśnie rozmawiam.
 - To na mnie czekasz kochanie - uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic, po czym skinął głową abym poszła za nim. Jaka ja byłam głupia. Przecież mogłam domyślić się, że tylko wróg Justina, który chce go upokorzyć i zniszczyć byłby zdolny do pisania takich rzeczy, lecz z drugiej strony byłam naprawdę ciekawa czy ta cała przeszłość mojego chłopaka była prawdą, którą ten przede mną ukrywał. A więc decydując się szybko postanowiłam zająć miejsce przy stoliku na przeciwko szatyna.
 - Chcę dowodów - powiedziałam nie owijając w bawełnę. Chciałam jak najszybciej stąd wyjść i uciec od tego człowieka jak najdalej. Bóg wie, do czego był zdolny.
 - Chcesz wiedzieć skąd wiem o tym wszystkim? Proste. Zanim Bieber zjawił się w LA dostałem pełno informacji o nim, wszystkie sprawdzone, od gangów, od przyjaciół - odpowiedział. Czułam się skrępowana czując cały czas jego przeszywający wzrok na swoim ciele. Nawet nie byłam zdolna do racjonalnego myślenia.
 - Nie ważne, powiedzmy, że Ci uwierzyłam tylko w takim razie, dlaczego stwierdziłeś, że powinnam o tym wszystkim wiedzieć? Co Ci w ogóle do tego? Dlaczego wtrącasz się w moje życie? Czy naprawdę będziesz szczęśliwy sprawiając krzywdę kolejnej osobie?! - warknęłam zdenerwowana a on nie odpowiadając wstał od stolika.
 - Chcesz coś do picia? - zapytał kierując się w stronę kasy. Pokiwałam głową przecząco. Biorąc mój telefon do rąk westchnęłam. Skoro to była prawda to, dlaczego Justin mi o tym nie powiedział? Nie ufał mi? Bał się, że go zostawię? W sumie powinnam się domyślić, że nie był grzecznym chłopcem zważywszy na jego miłość do wyścigów samochodowych, co prawdę mówiąc było cholernie niebezpiecznie a ja się do tej pory tym nie przejmowałam. Dlaczego otworzyłam oczy na niektóre sprawy dopiero, gdy ktoś próbował zniszczyć moje życie? Czy to znaczy, że do tej pory nie martwiłam się o swojego chłopaka?
 - Mógłbyś się pośpieszyć? Jest późno a ja nie mam zamiaru spędzić tu całej nocy - jęknęłam, gdy chłopak wrócił i w ciszy popijał kawę. W tym momencie byłam naprawdę zirytowana i zła.
 - Kochanie uspokój się - odparł, na co miałam ochotę go uderzyć. Ostatnimi dni byłam naprawdę agresywna.
- Nie jestem Twoim kochaniem i nigdy nie będę! Co ty w ogóle sobie wyobrażasz!? - krzyknęłam, na co on posłał mi karcące spojrzenie, gdy kilka osób spojrzało na nas zaciekawione.
 - Uspokój się - syknął kładąc swoją dłoń na mojej, gdy nerwowo stukałam w stolik. Wyrwałam swoją rękę spod jego, na co brunet pokiwał głową zirytowany. - Przecież nic Ci nie zrobię, nie jestem potworem.
 - Jesteś - odpowiedziałam. - Zmuszasz ludzi, aby robili to, czego ty pragniesz, masz gang, zabijasz, handlujesz bronią. Myślisz, że jestem głupia i nie wiem, kim jesteś? Jesteś Dragon, najgorszy potwór w Los Angeles.
 - W porównaniu do Twojego chłopaka jestem pierdolonym aniołkiem - warknął. - Możesz mówić i myśleć, co chcesz, ale jedyne, co chce Ci pokazać to, to, że Bieber nie jest tym, za kogo się podaje. On Cię okłamuje i może w każdej chwili skrzywdzić.
 - Ale on mnie nie okłamuje! Przecież wiedziałam o wyścigach a to, co działo się w Atlancie to przeszłość, zamknięty rozdział!
 - Jakiś czas temu Twój chłoptaś był kierowcą ludzi z gangu Hugo, którzy odbili broń i zabili mojego najważniejszego człowieka, po czym uciekli z Justinem na czele, bo bali się, że ich kurwa zabije, rozumiesz? To, dlatego zniknął, to, dlatego się do Ciebie nie odzywał! - krzyknął. W tym momencie złość była naprawdę widoczna na jego twarzy a ja byłam przerażona. - Czy powiedział Ci gdzie teraz jest? - zapytał a jego intensywne spojrzenie lustrowało moją twarz.
 - Nie - mruknęłam spuszczając wzrok na swoje dłonie, które spoczywały na stole.
 - Zapewne odebrał Hugo z więzienia i teraz świętuje na imprezie, którą zorganizowali ludzie Hugo - powiedział. W kącikach moich oczu zaczęły zbierać się łzy. Czułam się oszukana, zawiedziona, wykorzystana. Czy ja naprawdę nie znałam mojego chłopaka? Te wszystkie historie, one nie mogły być o moim Justinie. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Byłam bezsilna. To wszystko nie miało sensu. W tym samym momencie poczułam jak dwa palce chwytają moją brodę i unoszą moją twarz ku górze. Wstałam z miejsca i zostawiając wszystkie swoje rzeczy szybkim tempem udałam się do toalety. Weszłam do środka i zamknęłam się w jednej z kabin, po czym zaczęłam cicho szlochać.
To wszystko mnie przerosło. Naprawdę. Spojrzałam przez łzy na zegarek, który znajdował się na moim nadgarstku, aby odczytać, iż zbliża się już dwudziesta druga, co oznacza, że niedługo zamykają lokal. Ale nie to jest teraz ważne.
 - Ebony - usłyszałam za drzwiami kabiny.
 - Daj mi spokój, to wszystko przez Ciebie! Czy nie mogłam po prostu nadal żyć bez świadomości, że życie mojego chłopaka to bagno?! - krzyknęłam z irytacją. Wstałam i mocno szarpiąc otworzyłam drzwi. W jednej chwili łzy przestały lecieć po moich policzkach a ja kipiałam złością. - Dlaczego tak bardzo zależało Ci na tym abym się o tym wszystkim dowiedziała?!
 - Bo mi na Tobie zależy! - warknął opierając dłonie po oby dwóch stronach mojej głowy na framudze drzwi. - Od dawna miałem Cię na oku, było w Tobie to coś, coś innego, co zwracało na Ciebie moją uwagę. Nikt nie mógł Cię dotknąć, bo chciałem abyś była moja, lecz wtedy w mieście zjawił się Bieber. Zaczęłaś się z nim spotykać a ja... Byłem zły i przede wszystkim bezsilny - westchnął, po czym kontynuował. -
Lecz teraz wiem, że on naprawdę na Ciebie nie zasługuje. On Cię krzywdzi, oszukuje. A ze mną będziesz miała wszystko Ebony... - dodał, po czym chwytając moją twarz w swoje dłonie złożył na moich ustach pocałunek.

 ~*~

Wesołych Świąt!
Chciałabym życzyć Wam wszystkiego, co najlepsze. Dużo prezentów, spełnienia marzeń i wszystkiego czego sobie zapragniecie x


PS nie mam dostępu do swojego laptopa, więc przepraszam jeżeli nie wszyscy zostaną poinformowani o rozdziale. 

 

niedziela, 13 października 2013

20. Letters.


- Wstawaj do szkoły! - ktoś jęknął nad moim uchem jednocześnie przebudzając mnie z przyjemnego snu. Czując ciepłą rękę na mojej talii otworzyłam szybko oczy.
- Justin głupku, co Ty tu robisz? - sapnęłam patrząc na chłopaka, który kucał obok mojego łóżka, po czym zerknęłam na telefon, który wskazywał szóstą trzydzieści.
- Przyjechałem Cię obudzić - zaśmiał się. Podniosłam się i popchnęłam go lekko, przez co wylądował na tyłku.
- Jest szósta rano a ja mam na dziewiątą! - powiedziałam z powrotem opatulając się kołdrą.
- To ja wstaję wcześnie rano, przyjeżdżam do mojej dziewczyny, aby zabrać ją na miłe śniadanie a ona mnie tak traktuje?! - burknął obrażony, na co się zaśmiałam.
- Pewnie masz w tym jakiś ukryty cel, na pewno jest jakiś haczyk, kłamco - przedrzeźniałam się z nim. Blondyn popatrzył na mnie zirytowany, po czym wstał zamierzając skierować się do wyjścia, lecz nim zdążył zrobić kolejne dwa kroki wyskoczyłam z łóżka i rzuciłam się na niego, przez co wylądowaliśmy na podłodze.
- Połamałaś mi wszystkie kości - jęknął obejmując mnie, gdy leżeliśmy na podłodze śmiejąc się.
- Tak na pewno - przewróciłam oczami. - To, co z tym śniadaniem?
- Gdybyś nie uciskała mi płuc to może bym ci powiedział - uznał chichocząc. Wzdychając zeszłam z niego, po czym usiadłam po turecku na dywanie. - Idź się ubierz i pojedziemy coś zjeść - powiedział podpierając się na łokciach.
- I po to budziłeś mnie o szóstej rano? Boże Justin - wstałam jęcząc pod nosem. Podeszłam do szafy, aby wybrać jakieś ciuchy. Czułam się trochę nieswojo, ponieważ byłam pewna, że Justin obserwuje każdy mój ruch. - Przestań się na mnie patrzeć, bo czuje się jakbym była naga - rzuciłam mu karcące spojrzenie, gdy byłam w drodze do łazienki.
- W mojej głowie właśnie taka jesteś; naga! - krzyknął za nim zdążyłam zamknąć za sobą drzwi. Zaśmiałam się pod nosem, lecz uśmiech szybko zszedł z mojej twarzy, gdy uświadomiłam sobie, że ktoś z mojej rodziny mógł to wszystko usłyszeć.

- Mam ochotę na jajka i bekon - Justin uśmiechnął się przekraczając próg Waffle House. Przewróciłam oczami widząc go tak podekscytowanego. Jednak nie powiedziałam nic czując jego dłoń splatającą się wraz z moją, gdy szliśmy do jednego ze stolików. - A Ty kochanie, co byś zjadła? - spytał uśmiechając się zalotnie.
- Kanapkę i gofra - stwierdziłam spoglądając na Menu. Nie czekając dłużej blondyn poszedł złożyć zamówienie. - Za czterdzieści minut zaczynają się lekcje - powiedziałam, gdy wrócił.
- Niestety, ale wiesz; zawsze możesz się zerwać - powiedział uśmiechając się. - Chociaż jednak nie, musisz chodzić do szkoły, aby być inteligentną i wykształconą dziewczyną - dodał za nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
- A Ty? - zapytałam patrząc na niego podejrzliwie, na co on westchnął.
- Wywalili mnie - rzucił jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Co proszę? Jak to wywalili Cię ze szkoły!? Pattie o tym wie? Boże Justin - zaczęłam histeryzować, na co on złapał moją dłoń i biorąc głęboki oddech powiedział:
- Wczoraj przyszło jakieś pismo, że mam dużo nieobecności i mnie wywalają a Pattie jeszcze nie wie - wzruszył ramionami.
- Nie wierzę, przecież to ostatni rok, nie mogli cię tak po prostu wywalić! - jęknęłam dalej nie dowierzając.
- Najwidoczniej jednak mogli - Justin był tak spokojny, że aż miałam ochotę go uderzyć. Przecież to nie jest normalne, że wywalają go ze szkoły! Nie wyobrażam sobie tego. W tym momencie piękna bańka, która otaczała nas od poranka prysła.

- Przyjadę po Ciebie jak skończysz lekcje - powiedział stając na parkingu szkolnym. Pokiwałam głową twierdząco, po czym zabrałam moją torbę i chciałam wysiąść, lecz Justin złapał mnie za nadgarstek przyciągając do siebie. - Powodzenia, kocham Cię - mruknął całując mnie w usta.
- Uważaj na siebie - poprosiłam zważając na ostatnie wydarzenia, po czym wysiadłam. Dochodząc do wejścia głównego oglądnęłam się do tyłu, aby zobaczyć jak Justin odjeżdża z piskiem opon. Ten dzień będzie naprawdę ciężki. Nie wyobrażałam sobie lekcji bez Justina.

Przez ostatnie dni jedyne, co robiłam to myślenie o Justinie. To myślenie polegało na odkryciu jego tajemnicy. Byłam w stu procentach pewna, że nie mówi mi prawdy o swoim życiu. Boże, on nawet nie potrafił mi wyjaśnić, czemu zniknął na te kilka dni. Wiecie, co jest najgorsze? Ostatnio uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie wiem NIC o moim chłopaku. To zabijało mnie od środka.

Żyłam w jednym wielkim kłamstwie.

Kilka minut po piętnastej skończyłam lekcje. Szczęśliwa, że to już koniec wybiegłam ze szkoły nie zwracając uwagi na innych. Gdy znalazłam się na parkingu ujrzałam Justina opierającego się o maskę samochodu. Podeszłam do niego a ten objął mnie w pasie.
- Tęskniłem - uśmiechnął się całując moje czoło. Zaśmiałam się cicho zauważając, iż minęło niecałe sześć godzin odkąd ostatni raz się widzieliśmy.
- Tak, ja za tobą też - przyznałam. - Chodź, muszę odebrać brata - powiedziałam wsiadając na miejsce pasażera.
Justin zawiózł mnie do szkoły gdzie odebraliśmy mojego brata, po czym odwiózł nas do domu.
- Wejdziesz do środka? - zapytałam, gdy zatrzymaliśmy się na podjeździe a on nie ruszył się z miejsca.
- Nie mogę - pokiwał głową przecząco. - Muszę załatwić sprawy na mieście - 'wyjaśnił' wzdychając. Kiwnęłam udając, że zrozumiałam, po czym cicho dziękując; wysiadłam. Szukając kluczy w torbie skierowałam się do drzwi wejściowych, przy których czekał na mnie Austin.
- To chyba do Ciebie - powiedział podając mi białą kopertę z moim imieniem napisanym na wierzchu.
- Skąd to masz? - spytałam patrząc podejrzliwie, ponieważ nie było na niej żadnego adresu czy znaczka pocztowego.
- Leżała na wycieraczce jak przyszedłem - odpowiedział. Nie mówiąc nic otworzyłam drzwi abyśmy mogli wejść do środka. Austin poszedł do salonu a ja udałam się do kuchni. Usiadłam przy stole i czym prędzej otworzyłam kopertę ciekawa, co zawiera w środku.
Biała kartka. W środku była kartka zapisana jakimiś literami. Zaczęłam się denerwować, lecz jednocześnie moje zainteresowanie wzrosło. Za nim jednak zaczęłam czytać odetchnęłam głęboko i poczekałam chwilę nie za bardzo będąc pewną czy jestem gotowa, aby przeczytać, co ktoś dla mnie przygotował.
Na pewno nie byłby to list od moich rodziców, Justina czy przyjaciółki, (która swoją drogą obraziła się na mnie i żyje swoim życiem), bo znam ich pismo, sąsiedzi raczej też odpadają, bo to bezsensu, więc zostawał ktoś, kto się we mnie zadurzył lub jakiś wróg. Cokolwiek.
Bałam się tylko jednego:, co jeśli ten list zrujnuje moje życie?

Droga Ebony,
może nie jestem zbyt dobrym pisarzem a listy nie są moją mocną stroną, lecz chciałbym przekazać Ci coś, co prawdopodobnie sprawi, że spojrzysz na otaczający Cię świat inaczej i dowiesz się w końcu prawdy o Twoim chłopaku, którą on tak bardzo chciał przed Tobą ukryć.

Wzięłam głęboki oddech, podczas, gdy moje ręce zaczęły się trząść a tętno gwałtownie przyśpieszyło. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam a dalsza część listu strasznie mnie ciekawiła. No cóż...

Justin Drew Bieber osiemnastoletni Kanadyjczyk, który dotychczasowo zamieszkiwał Atlantę prowadził tam całkiem bujne życie. Lecz nie w tym rzecz.
Czy wiedziałaś, że Twój chłopak był gangsterem? Czy wiedziałaś, że Twój chłopak brał udział w nielegalnych wyścigach? Czy wiedziałaś, że Twój chłopak pomagał w napadach na banki, lombardy, sklepy? Czy wiedziałaś, że Twój chłopak chodził po mieście z bronią? Oh, nie martw się - nie zabił nikogo, bynajmniej tak wszyscy twierdzą. Prawdopodobnie nie uwierzysz w przypadkowy list, który dostałaś od nieznajomego, dlatego wyjaśnię Ci skąd wiem to wszystko. W dodatku gratis napiszę Ci kilka ciekawostek, słoneczko.

Justin był przestępcą? Jak to? Chyba właśnie zaczęłam się denerwować. I dlaczego mój 'prześladowca' - czy jakkolwiek chcecie nazwać tą osobę nazywa mnie swoim słoneczkiem? 

W wieku 15 lat Twój chłopak zaczął zarabiać na życie pomagając jednemu z najsilniejszych gangów samochodowych w Atlancie. Wkrótce odkrył swój talent, który każdy chciał chętnie wykorzystać dla swojej korzyści - Justin został kierowcą w nielegalnych wyścigach ulicznych. I to nie jakimś tam kierowcą, lecz najlepszym w całym mieście! Uwierzyłabyś w to? Twój uroczy, kochany, słodki chłopak brał udział w wyścigach. W dodatku biedaczek uzależnił się od tego. Uzależnił się od adrenaliny, którą dostarczała mu szybka jazda. Przekraczanie prędkości, ryzyko wypadku, nadzieja na zwycięstwo. Ale nie martw się nie skończyło się na samych wyścigach.
W dzień Pan Bieber pomagał przy dostawach narkotyków. Nie był dilerem, po prostu obstawiał ich, był ich kierowcą. Lecz wkrótce stwierdził, iż nie zadowala go ta 'praca' i postanowił pomóc innym dobrodusznym i niewinnym stworzeniom (wyczuwasz ten sarkazm, prawda skarbie?). 

Wstałam od stołu rzucając na niego kartkę papieru. Zakryłam usta dłonią nie wierząc w to wszystko. Jak ktoś mógł pisać takie rzeczy o moim Justinie? Wiadomo - nie był idealny. Wiedziałam też o tych całych wyścigach, ale do tej pory nie wydawało się to takie groźne jak po przeczytaniu tego listu. 
Nalałam sobie wody do szklanki, po czym wzdychając wróciłam do czytania.

Zaczął pomagać przy napadach. Oni napadali, kradli a on ich wiózł jednocześnie uciekając przed policją. Po wszystkim dzielili się łupem a Justin uciekał niezauważony. Jeżeli nie znasz jego sławnych słów to chyba najwyższa pora abym cię z nimi zapoznał. 
"Podajesz datę i godzinę a ja daję ci pięć minut. Cokolwiek zdarzy się przez te 5 minut, jestem do Twojej dyspozycji. Nie czekam dłużej. Nie noszę broni. Odjeżdżam" 
Interesujące prawda? Takie właśnie życie prowadził Twój chłopak. Wydaje się niemożliwe? Lecz tak właśnie było. A propos policji - pewnie zastanawiasz się czy został złapany itd. Odpowiedź brzmi: nie. Jak to? Kochany Justin miał wtyki w Policji. Pomijając fakt, iż gang wszystko maskował - jego kochana mamusia dawała dupy jednemu z ważniejszych policjantów w Atlancie.
Myślisz sobie: to nie możliwe. A jednak. 
Takie życie wiódł przez prawie trzy lata. Gdy tylko jego matka dostała propozycję pracy w LA spakowali manatki i wyjechali. Ale nie myśl sobie, że tutaj Justinek się ustatkował. No, co Ty. Jak chłopak taki jak on mógłby przestać robić to, co kocha. Tutaj też się ścigał, był kierowcą. Gangi o nim wiedzą i w każdej chwili mogą go wykorzystać. 

To tyle ode mnie. Mam nadzieję, że niczego nie pominąłem. Możesz mi wierzyć lub nie, ale wszystko to sprawdzone informacje prosto od starego przyjaciela Biebera, (jeżeli mi nie wierzysz spytaj swojego chłoptasia o niejakiego Chaza Somersa). Możesz zrobić z tymi informacjami, co chcesz, ja chciałem cię tylko ostrzec. 
Gdybyś miała jakieś pytania, cokolwiek - możemy spotkać się jutro o 20 w Waffle House, który tak często odwiedzasz ze swoim chłopakiem. Tylko czasem nie zabieraj go na to spotkanie, wtedy nic się nie dowiesz.
Pozdrawiam piękna.


To nie może być prawda. To jakiś cholerny koszmar. Pieprzony żart.

~*~

Znowu miesięczne opóźnienie, przepraszam. Nawet nie będę się tłumaczyła, bo to bezsensu.
Powoli zbliżamy się do końca :)
Jak myślicie kto napisał ten list?

Mam nadzieję, że skomentujecie po przeczytaniu może zmotywuje mnie to do szybszego napisania kolejnego rozdziału!



piątek, 13 września 2013

19. Moments.



„Wyjechałem na kilka dni, przekaż Ebony żeby się nie martwiła. Justin”

Żeby się nie martwiła… Ale ja się martwię, ja się cholernie martwię. Jak on mógł wyjechać na kilka dni od tak, bez słowa? Boże, byłam kompletną idiotką. Przecież Hugo uprzedził mnie, że mam go pilnować w piątek a ja kompletnie to olałam. I co z tego mam? Nie wiem, co dzieje się z moim pieprzonym chłopakiem.
Dochodziła pierwsza w nocy a ja nadal siedziałam na łóżku w dresach z telefonem pod ręką. Mimo iż telefon Justina był wyłączony, co chwilę próbowałam się do niego dodzwonić. Przecież nie mógł tak bez słowa zniknąć prawda? Coś musiało się stać.
Jestem wdzięczna moim rodzicom, że zgodzili się abym nie poszła jutro do szkoły, bo chyba załamałabym się siedząc tam kilka godzin w niepewności czy, aby Justin już nie wrócił.

Nasze pierwsze spotkanie. Wpadłam na niego a on zapytał czy nie wiem gdzie jest sala od matematyki. Cały czas pamiętam tego Justina z początków naszej znajomości. Był przystojny, miał w sobie to coś, ale nikt nic o nim nie wiedział. Nikt się nim zbytnio nie interesował a on wcale nie narzekał na brak kontaktów z rówieśnikami. Tylko mi udało się go poznać.

Zaśmiałam się pod nosem, po czym spoglądnęłam na tapetę mojego telefonu, na której widniała uśmiechnięta twarz Justina.

Nasze wspólne miejsce na polskim. Spędzanie z nim czasu po szkole. Nasze rozmowy na czacie. Kolacja, na którą chciał mnie zabrać, lecz nie dojechał a ja byłam na niego tak strasznie wściekła.


Justin

Jeździłem starym kabrioletem po drogach, które znajdowały się niedaleko naszej kryjówki. Nawet nie chcę wiedzieć jak bardzo Ebony jest na mnie zła. Mam tylko nadzieję, że nic jej nie jest. Jestem dupkiem, bo zostawiłem ją tak po prostu bez słowa, na każdym kroku ją krzywdzę.
Nie ma innej opcji, jutro muszę wrócić do LA.

- Zobacz na tą mapę ile nam jeszcze zostało – poprosiłem. Ebony wyciągnęła ze schowka ogromny papier i zaczęła szukać na nim jakichś wskazówek. - Nie chcę cię martwić, ale jakieś 10 mil temu powinniśmy być na miejscu – powiedziała śmiejąc się a ja spojrzałem na nią zdziwiony.- Jak to? To gdzie my jesteśmy? – zapytałem zdezorientowany. Taki dobry kierowca jak ja zabłądził? To nie możliwe. Na początku pomyślałem, że dziewczyna po prostu sobie ze mnie żartuje, lecz po chwili uświadomiłem sobie, że naprawdę już dawno powinniśmy być na miejscu.

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech na wspomnienie naszej wycieczki. Nawet chwile jak tamta, spędzone w jej towarzystwie były perfekcyjne.
Chwile, gdy musiałem ją ochronić przed Dragonem, chwile, gdy byłem bezuczuciowym dupkiem wobec niej, chwile, w których ją krzywdziłem były tymi złymi w naszym związku, ale mimo to ona nadal przy mnie była.

- Pewnie. Zamknęli cię na komisariacie, bo mieli taki kaprys! – krzyknęła na mnie. – Mam już dosyć Twoich gierek Justin. Masz szczęście, że aresztował cię znajomy mojego ojca, bo inaczej miałbyś nieźle przechlapane. Nawet, jeżeli znalazłeś się w nieodpowiednim miejscu o niewłaściwej porze to nie obchodzi mnie to już. Cały czas mnie okłamujesz a ja nie mam już siły na udawanie, że się nie martwię.

Idealnie pamiętam ten moment. Ebony wyciągnęła mnie z aresztu, bo ja jak zwykle wpakowałem się w kłopoty.
Tak bardzo bałem się, że ją skrzywdzę, że nie dam jej tego, co potrzebuje i nie będzie ze mną szczęśliwa i co? Cały czas tylko ją ranię. Ona daje z siebie wszystko a ja na każdym kroku niszczę ten związek…

– Ona jest dla ciebie ważna prawda? - Czuję, że nikt nigdy nie był dla mnie tak ważny – szepnąłem pod nosem wychodząc z lokalu.

Przyśpieszyłem samochód chcąc, aby moje myśli i wspomnienia dotyczące Ebony znikły. Może, gdy wrócę do Los Angeles to zabiorę ją na jakąś kolację lub wycieczkę albo kupię jej coś ładnego w końcu zarobiłem pieniądze na tym całym gównie.
Cholera, miałem przestać o niej myśleć.


Ebony - wtorek.

„Przyjadę po ciebie o osiemnastej. Tęskniłem”

Treść tego smsa przeczytałam milion razy, uwierzcie mi. Gdy tylko na moim wyświetlaczu pojawiło się ‘Justin’ miałam atak serca. Dzięki Bogu nic mu nie jest. To znaczy chodzi o to, że na pewno jest żywy, nie wiadomo tylko jak z resztą.
Cała w skowronkach pobiegłam do łazienki, aby się przygotować. Nie wincie mnie, byłam strasznie podekscytowana, że po trzech dniach niepewności w końcu ujrzę mojego chłopaka. Oczywiście najpierw nakopię mu do tyłka za zostawienie mnie, ale na razie odstawmy to na boczny tor.

Siedziałam na łóżku z napięciem czekając na przyjazd Justina. Po kwadransie mój telefon piknął co oznaczało, że dostałam wiadomość. Wyciągnęłam go z torebki i odczytałam sms. Justin napisał, że czeka przed domem, więc nie marnując czasu zeszłam na dół.
- Justin! - pisnęłam wsiadając do jego samochodu.
- Cześć kochanie - uśmiechnął się, po czym pocałował mnie w policzek.
- Gdzie byłeś? - spytałam, gdy chłopak odpalił silnik i wyjechał spod mojego domu.
- Czy to jest, aż takie ważne? Wróciłem, więc czy możemy po prostu spędzić razem miły wieczór? - odpowiedział wyraźnie zirytowany. Westchnęłam.
- Tak Justin, to jest ważne, bo się o Ciebie martwię - powiedziałam z naciskiem na ostatnie słowo, aby to do niego dotarło. Jego głupota mnie czasami zaskakiwała.
- Opowiem Ci to kiedy indziej, teraz o tym nie myśl okej? - burknął zatrzymując się na światłach. Nie odpowiedziałam tylko skrzyżowałam ręce na piersiach a głowę odwróciłam w stronę okna.
Za każdym razem dzieje się to samo. Ja zadaję mu pytanie a on mnie zbywa lub mówi "innym razem". Czasami mam ochotę go uderzyć, przywalić mu z całej siły, aby się otrząsnął.
Jechaliśmy w milczeniu następny odcinek drogi, gdy w pewnym momencie Justin zatrzymał się na obrzeżach miasta. Na niebie powoli się ściemniało, ponieważ jechaliśmy ponad godzinę. Chłopak zgasił samochód, po czym wysiadł i poszedł do bagażnika. Nie czekając dłużej również wysiadłam. Blondyn uśmiechnął się biorąc do ręki koszyk piknikowy. Zdziwiona stałam i wpatrywałam się w niego dopóki nie podszedł do mnie i nie złapał mnie za rękę. Uśmiechnięta poszłam za nim na tył jakiegoś budynku.
- Wejdź tu a potem na dach - Justin uśmiechnął się po czym podsadził mnie abym weszła na duży kontener z czego przeszłam na metalowy dach. Patrzyłam jak chłopak zrobił to samo tylko kilka razy sprawniej po czym znalazł się obok mnie.
- Jak pięknie - sapnęłam stojąc na krawędzi skąd rozciągał się piękny widok na Los Angeles na tle zachodzącego słońca. Po chwili poczułam jak ciepłe dłonie oplatają mnie w pasie. Odetchnęłam głośno, gdy jego delikatne usta weszły w kontakt z moją ciepłą szyją.
- Przepraszam - mruknął do mojego ucha powodując dreszcze na moim ciele.
- Nie cierpię tego, że nie potrafię się na Ciebie długo gniewać, to okropne - zaśmiałam się cicho, na co odpowiedział mi jego dwa razy głośniejszy śmiech. Po chwili blondyn odwrócił mnie przodem do siebie po czym gwałtownie wpił się w moje usta.
- Kocham Cię - jęknął pomiędzy pocałunkami.

Justin jak możesz? Jak możesz okłamywać własną dziewczynę? Przecież prędzej, czy później ona i tak się dowie, tak? Czy nie chciałbyś, aby dowiedziała się od Ciebie? Robisz bagno ze swojego życia. Czy nie wystarczająco już ją okłamałeś? Prawda powinna wyjść na jaw. Karma jest suką, pamiętaj Justin.

~*~

Ja już nawet nie wypowiadam o tym, że pewnie jesteście zawiedzione jak 'często' dodaję rozdziały, bo to jest jakiś koszmar.
Mam tylko nadzieję, że rozdział jest choć trochę zdatny do czytania :) 

Szczere opinie mile widziane.



niedziela, 18 sierpnia 2013

18. Fucking Los Angeles.


                  Weszliśmy do domu, w którym roznosił się zapach zapiekanki serowej. Skierowaliśmy się do kuchni gdzie naszym oczom ukazał się nakryty stół. Zajęliśmy miejsca. Justin usiadł naprzeciwko mnie a nasze rodzicielki obok nas. Nie miałam pojęcia, co się aktualnie dzieje dopóki moja mama nie zabrała głosu.
- Razem z Pattie postanowiłyśmy zorganizować to, bo mamy do was kilka pytań – rzekła nie zbyt zrozumiale. Jakie pytania? Co one znowu wymyśliły? Tak to jest jak mama Twoja i Twojego chłopaka pracują razem oraz są koleżankami.  
- Nie zrozumcie nas źle, po prostu żadne z was nic nam nie powiedziało, więc wprost chciałyśmy zapytać czy jesteście parą – dodała Pattie. Justin przesłał mi zdezorientowane spojrzenie w momencie, gdy ja chciałam zapaść się pod ziemię, ponieważ tak krępujące to było.
- Mamo! – warknął Justin również zażenowany. Nawet nie wiecie jak bardzo nie cierpię takich sytuacji. Boże, nawet nie wiem jak mam się zachować. Dlaczego nasze mamy muszą być aż tak pokręcone, aby spiskować przeciwko nam? Bez słowa nałożyłam sobie zapiekanki na talerz, po czym posunęłam naczynie w kierunku Justina, który zrobił to samo.
- Nie chcecie rozmawiać to nie, po prostu chciałyśmy usłyszeć to od was – oznajmiła moja mama dając nam do zrozumienia, że one i tak wiedzą, że jesteśmy parą, lecz koniecznie musimy im to potwierdzić, aby mogły planować nam już ślub. Jedliśmy w milczeniu. Nie podnosiłam wzroku z nad talerza. Po prostu siedziałam jedząc oraz myśląc.
- Jesteśmy razem od niedawna, nie było czasu na chwalenie się, przepraszamy – powiedziałam po skończonym posiłku. – Jeżeli chcecie wiedzieć coś jeszcze to proszę pytajcie – dodałam wymuszając uśmiech. Nasze rodzicielki spojrzały na nas widocznie dumne a ja schowałam głowę za włosami nadal zażenowana.
- Czy uprawiacie seks? – zapytała Kate zwana również moją mamą. Momentalnie zrobiłam się czerwona.
- Mamo! – warknęłam jak Justin poprzednio zrobił w kierunku Pattie. Wstałam od stołu posyłając wszystkim przepraszające spojrzenie. Skierowałam się szybkim krokiem na górę do mojego pokoju. Gdy tylko usiadłam na łóżku drzwi otworzyły się a do środka wszedł Justin.
- Nie musiałeś za mną iść – mruknęłam przykrywając się kołdrą. Nie wiem, co było ze mną nie tak, że tak się zachowywałam. Prawdopodobnie zbliżała mi się miesiączka.
- Ale przyszedłem – jęknął kładąc się koło mnie. – To było naprawdę dziwne, ta cała sytuacja – stwierdził, na co pokiwałam głową twierdząco.
- Zapomnijmy o tym, to było straszne – zaśmiałam się. – Jeszcze tylko jutro i wracamy do szkoły – jęknęłam na myśl o kolejnym tygodniu spędzonym w szkole.
- Jak chcesz to możemy lepiej spędzić ten czas – szepnął mi do ucha.
- Justin, już mamy wystarczająco opuszczonych godzin. Wywalą nas – skarciłam go śmiejąc się cicho. – Musimy iść.
- Okej – powiedział zawiedziony. – Ale większość czasu i tak będziesz spędzała ze mną – uprzedził mnie całując moje czoło.

Tydzień później, piątek
Justin
Gdy na zegarku w moim pokoju wybiła dwudziesta trzecia wiedziałem, że to już czas, aby się zbierać. Założyłem koszulkę, jeansy, skórzaną kurtkę oraz Jordany - cały zestaw był czarny. Do kieszeni schowałem portfel i telefon, po czym zgarnąłem z szafki kluczyki do samochodu. Moim następnym celem było jak najcichsze dostanie się do wyjścia z domu. Gdy udało mi się już wymknąć wsiadłem do Camaro i opuściłem podjazd.
Jechałem główną drogą, aby po chwili znaleźć się na przedmieściach miasta. Miałem dokładnie pięć minut na dojechanie do siedziby gangu. Chłopacy czekali już na mnie w pełni gotowości. Wsiedli do auta, razem z Michaelem było ich czterech.
- To najlepsi ludzie, jakich ma Hugo, razem z Tobą musi nam się udać - powiedział, na co skinąłem głową ponownie skupiając się na drodze.
- Macie dokładnie kwadrans na wejście tam, zabranie, czego macie zabrać i spieprzanie, bo inaczej gliny będą siedziały wam na ogonie szybciej niż się tego spodziewacie. Musicie zabić wszystkich skurwieli, bo jeżeli któryś z nich postanowi was gonić nie schowacie tego gówna gdzie zamierzaliście. Nie chcę żadnej krwi w moim wozie a w drodze powrotnej radze zapiąć pasy - burknąłem przyśpieszając do 180 km/h. Michael zaśmiał się.
- Stary, dziwię się, że nie miałeś jeszcze swojego gangu, bo jesteś dobry w te klocki zwłaszcza, że po tylu latach i akcjach w Atlancie nie zostałeś złapany - stwierdził klepiąc mnie po ramieniu. - A tak poza tym, nie chciałbyś wejść z nami do środka? Miałbyś jeszcze dziesięć kawałków w kieszeni.
- Jestem tylko kierowcą - powiedziałem z naciskiem na ostatnie słowo. - Jesteśmy już prawie na miejscu, lepiej się przygotujcie - dodałem. Skręciłem w jedną z przecznic, po czym już po chwili byliśmy we właściwym miejscu. Stanąłem obok -na pozór- zwykłego domu.
- Na wszelki wypadek daj mi broń - mruknąłem do Michaela, gdy wraz z chłopakami szykował się do wyjścia. Ten uśmiechając się podał mi zwykłą spluwę, po czym dając znak reszcie wysiadł z auta. Trzymałem ręce cały czas zaciśnięte na kierownicy a silnik nie był zgaszony. Musiałem być w gotowości. Wciągu następnej sekundy można było usłyszeć już pierwszy strzał. Mieli załatwić wszystko wciągu kwadransa, więc gdy minęło już dwanaście minut zacząłem się denerwować. Nie trwało to jednak długo, ponieważ w tej samej chwili zaczęli wybiegać z ogromnymi czarnymi torbami, które wepchali do mojego bagażnika.
- Jedź! - usłyszałem, gdy już wszyscy zajęli miejsca. Nie czekając dłużej ruszyłem z piskiem opon. 
- Gdzie mam jechać? - spytałem, gdy byliśmy już w bezpiecznej odległości. Na szczęście nikt nas nie gonił czy śledził, więc mogliśmy wracać spokojnie. 
- Do naszego domu na Lynwood - powiedział Michael nadal dysząc lekko z tego wszystkiego. Nie odpowiadając jechałem autostradą w wyznaczonym kierunku. Było późno i ciemno, więc auta mijaliśmy raz na jakiś czas. Starałem się jechać najszybciej jak potrafię, aby w razie, czego zgubić osobę, która postanowiła nas śledzić o ile by się taka znalazła. W samochodzie panowała cisza a moje myśli przerwał dźwięk smsa wydobywający się z telefonu, który trzymałem w kieszeni spodni. Zwolniłem jedną rękę z kierownicy i odczytałem: 
”Pewnie już śpisz, ale chciałam ci tylko napisać dobranoc:*” - odczytałem. Zaśmiałem się pod nosem na to jak słodka i urocza była moja dziewczyna. 
"Dobranoc, śnij o mnie. Zobaczymy się jutro maleńka:*” - odpisałem również wysyłając jej ‘buziaczka’. Przed schowaniem telefonu spoglądnąłem jeszcze na godzinę, dochodziła pierwsza w nocy. 
Na miejsce dojechaliśmy dopiero po kilkunastu minutach. Wysiadłem, po czym bez słowa skierowałem się za resztą do ich domu. Rozsiedliśmy się w salonie a jeden z nich przyniósł zimne piwa.
- Nie spodziewałem się, że pójdzie tak łatwo –zaśmiał się jakiś blondyn, na co przewróciłem oczami.
- Hugo wychodzi za miesiąc, więc będzie z nas dumny – uznał drugi.
- To wszystko zasługa Justina, dzięki za pomoc – powiedział Michael. Pokiwałem w geście ‘nie ma, za co’, po czym upiłem łyk piwa.
- Słyszeliście? – szepnął ten sam blondasek, który zaczął rozmowę a wszyscy spojrzeli na niego pytająco. Nim jednak zdążył wytłumaczyć, o co mu chodziło usłyszeliśmy mocne walenie w drzwi, które po sekundzie otworzyły się z hukiem. Wszyscy zerwali się gwałtownie i złapali za bronie leżące na stoliku między nami.
- Aww czy wy serio myśleliście, że tak po prostu uda wam się uciec bez walki? – do pokoju weszło trzech facetów ubranych na czarno. Przypuszczam, iż byli z gangu, któremu niedawno złożyliśmy wizytę. Każda osoba w tym pomieszczeniu trzymała ręce zaciśnięte na pistoletach, nawet ja.
- Wypierdalaj stąd – warknął Michael stając na przodzie nas. Mieliśmy nad nimi przewagę liczebną, więc nie wiem, co pokusiło ich na przyjście tutaj.
- Myślisz, że możesz przyjść, zabić moich ludzi i uciec bez konsekwencji? W takim razie się mylisz – facet zakpił. Stałem tam spoglądając na wszystkich. Patrzyli się na siebie wzrokiem rządnym mordu a ja stałem tam na luzie oceniając powagę sytuacji.
- Myślisz, że możesz ukraść coś, co nie należy do ciebie i nie ponieść żadnych konsekwencji? Nie. A teraz wypierdalaj stąd za nim zabiję i ciebie – warknął Stevenson odblokowując swój pistolet.
- Dobrze wiesz, że zabicie mnie nie skończy się dla ciebie dobrze – chłopak zaśmiał się, po czym w tej samej sekundzie było słychać serię strzałów.
- Zabierajcie swoje rzeczy, musimy się ukryć na kilka dni – rozkazał Michael jakby w sekundę zapomniał o tym, co zdarzyło się przed chwilą. Wszyscy pokiwali głowami twierdząco, po czym zniknęli na schodach.
- To ja już sobie pójdę – sapnąłem patrząc na trzy ciała leżące w kałuży krwi.
- Nigdzie nie idziesz, zostajesz chyba, że chcesz zostać zabity przez ekipę Dragona – warknął Michael chodząc po salonie ze swoim telefonem w dłoni prawdopodobnie pisząc smsy z kimś. Spojrzałem na niego zdezorientowany.
- Byłem tylko kierowcą, poza tym, co Dragon ma do tego? – spytałem z irytacją.
- Ci debile, którzy leżą tu w kałuży krwi byli jedną z grup, która załatwiała dla niego interesy, więc musimy zniknąć na chwilę z miasta, aby ten kretyn nic nam nie zrobił – burknął, po czym zawołał, aby chłopacy pośpieszyli się z pakowaniem. – Jedź do swojego domu, weź potrzebne rzeczy i spotkamy się na stacji paliw przy wyjeździe z miasta. Nie możesz powiedzieć nikomu, że wyjeżdżasz, po prostu mamy się rozpłynąć na ten czas.
- Co z moją dziewczyną? – spytałem zrezygnowany. Nawet nie chcę w tej chwili myśleć o tym, co Ebony zrobi mi, jeśli zaginę bez słowa na kilka dni. Nawet nie chcę myśleć o tym jak źle będę się czuł zostawiając ją samą.
- Zdążymy wrócić za nim ktokolwiek wpadnie na pomysł pytania jej o ciebie – powiedział obojętnie, po czym usiadł na kanapie i odpalił laptopa.
- Cokolwiek – burknąłem. Odwróciłem się, aby skierować się do wyjścia jednocześnie manewrując, aby nie wdepnąć w jedno z nieżywych ciał, które nadal leżały na podłodze.
- Widzimy się za trzydzieści minut! – usłyszałem głos za sobą, po czym wyszedłem trzaskając drzwiami.
W tym momencie miałem ochotę wszystko rozwalić, zabić całą tą nieszczęsną czwórkę włącznie z Dragonem. Wtedy zamknęliby mnie w więzieniu, na kapowałbym na Hugo, którego również by zamknęli a ja mógłbym zabić go gołymi rękami.

Choć byłem strasznie wkurwiony przez tą całą przeprowadzkę tu to nigdy nie pomyślałbym, że w Los Angeles moje życie stanie się jeszcze bardziej popierdolone. Oczywiście było kilka plusów jak to, że dzięki temu poznałem Ebony i w sumie jestem z nią szczęśliwy w dodatku polepszyły się moje kontakty z matką, ale nadal było beznadziejnie. Wcześniej panowałem nad wszystkim, nad moim życiem, nad ludźmi, jacy mnie otaczali. Nikt nie mógł mi podskoczyć a teraz jest naprawdę źle. Chociażby teraz, gdy muszę uciekać przed jakimiś kutasami z niewiadomej mi przyczyny. Pieprzyć moje życie. 

~*~

Teraz możecie mnie już zabić. Znowu nie dodawałam długo rozdziału. Pisałam to coś, co dodaję Wam u góry przez ponad miesiąc i nie dojść, że jest krótkie to jeszcze beznadziejne. Mam nadzieję, że chociaż uda mi się skończyć to opowiadanie.

To do następnego xoxo


wtorek, 2 lipca 2013

17. Don't think they know.



                  Obudziłam się o poranku, gdy promienie słoneczne odbijały się od mojej twarzy. Kołdra leżała obok rozwalona po całym łóżku, ponieważ było zbyt gorąco, aby pod nią spać. Odwróciłam się w drugą stronę gdzie mój wzrok napotkał Justina wtulonego w ogromną brązową poduszkę. Uśmiechnęłam się szeroko widząc go wyglądającego jak anioł. Wyszłam powoli z łóżka i skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki chłodny prysznic a gdy skończyłam go, owinęłam się ręcznikiem i stanęłam przed lustrem. Podczas zastanawiania się, od czego mam zacząć oraz patrzenia się tępo w lustro usłyszałam głośny huk dobiegający z mojego pokoju. Wybiegłam szybko z łazienki.
- Boże Justin – parsknęłam śmiechem przykładając dłoń do ust. Przyglądałam się blondynowi, który aktualnie leżał na podłodze tuż obok łóżka cały zawinięty w prześcieradło. Chłopak przesłał mi zaspane, zdezorientowane spojrzenie. Przetarł oczy, po czym podniósł się z paneli i podszedł do mnie. W sekundzie na jego twarzy pojawił się cwany uśmieszek jakby przed chwilą w ogóle nie spał. Poczułam jak jego masywne ramiona obejmują mnie w pasie.
- Uważaj, bo jeszcze przez przypadek spadnie ci ten ręcznik – mruknął mi do ucha jednocześnie śmiejąc się cicho. Przewróciłam oczami dopiero wtedy zdając sobie sprawę, że przybiegłam do pokoju mając jedynie na sobie bawełniany ręcznik. Mentalnie uderzyłam się w twarz. – Wyglądasz seksownie.
- Daruj sobie - rzuciłam wyrywając się z jego uścisku. Chciałam jak najszybciej wrócić do łazienki, aby ubrać się, ponieważ czułam się strasznie niekomfortowo. Nie zdążyłam jednak nawet się ruszyć, ponieważ Justin chwycił mój nadgarstek.
- Hej, przepraszam – powiedział cicho, przyciągając mnie do siebie. – Może pójdziemy na plażę? – zaproponował zmieniając temat. Uśmiechnęłam się i wtuliłam lekko w niego.
- Możemy pójść, trzeba nadrobić poprzedni raz, gdy ledwo przyszliśmy już musieliśmy wracać – odpowiedziałam czując jak jego klatka piersiowa unosi się lekko, gdy zaśmiał się.
- Jesteś strasznie urocza, wiesz? – stwierdził. Pokiwałam głową przecząco, po czym nim się obejrzał uciekłam do łazienki. Nie zwracając uwagi na pukania Justina ubrałam się szybko w krótkie szorty i luźny top. Po chwili wyszłam na zewnątrz.
- Bieber! – krzyknęłam widząc, że blondyn położył się z powrotem do łóżka i nawet nie podniósł pościeli, którą wcześniej zrzucił. – Zaraz pójdę na plażę sama i jacyś uroczy faceci będą mogli gapić się na mnie w bikini.
- Tylko spróbowałby któryś na Ciebie spojrzeć i miałby do czynienia ze mną – powiedział siadając na łóżku. Muszę przyznać, że jego ogromny uśmiech, rozczochrane włosy i naga klatka piersiowa, o poranku prezentowały się razem wręcz idealnie.
- Niestety nie dasz rady mnie ochronić, ponieważ ja już wychodzę a ty nadal leżysz roznegliżowany w moim łóżku – stwierdziłam śmiejąc się, on za to uśmiechnął się cwanie.
- Podoba ci się to, co? – uznał poruszając brwiami w zabawny sposób. Mój chłopak jest zdecydowanie zbyt pewny siebie.

- Od kiedy ty jesteś takim miłym dżentelmenem? – zapytałam Justina śmiejąc się. Właśnie ruszyliśmy w kierunku plaży. Za oknem świeciło słońce, pogoda była świetna a atmosfera miła.
- Odkąd mam do czynienia z moją przyszłą teściową – powiedział zadowolony z siebie. Uśmiechnęłam się chyba już setny raz odkąd wstałam a to wszystko za sprawą brązowookiego. Dałam głośniej radio, gdy do moich uszu dobiegły pierwsze fragmenty nowej piosenki Chrisa Browna. Justin zaśmiał się, podczas gdy ja nuciłam.

Don't let them tell you any different
Yeah, yeah, yeah, they don't know about us, they don't know about it
.

Zauważyłam, że chłopak zajeżdża pod okienko McDonald’s. Dziewczyna obsługująca samochody spojrzała na Justina uwodzicielsko oraz puściła mu oczko. Przewróciłam oczami pogłaśniając radio.
- Kochanie chcesz coś? – spytał zachrypniętym głosem kładąc rękę na moim udzie. Blondynka z okienka westchnęła głośno. Biedna, miała nadzieję, że uda jej się poderwać mojego chłopaka? Cóż, to nie jest jej szczęśliwy dzień.
- Poproszę duży napój, misiaczku – odpowiedziałam słodkim głosikiem jednocześnie przesyłając dziewczynie szeroki uśmiech. – Teraz pewnie napluje mi do tego napoju – wymamrotałam, gdy blondi odeszła, aby przygotować nasze zamówienie. Justin zaśmiał się jednocześnie gładząc kciukiem moje udo.
- Ktoś tu jest zazdrosny – zagruchał formując swoje usta w szeroki uśmiech.
- Oh, czyli mam pozwalać, aby jakaś żałosna blondi Cię podrywała? – prychnęłam. – Czasami jesteś strasznym dupkiem, wiesz?
- Kłamiesz – chłopak puścił mi oczko, na co przewróciłam oczami. Rozsiadłam się wygodniej w fotelu. Jak długo może zająć przygotowanie dwóch napoi, hamburgera i frytek? - Gon' try to change your mind about it. Gon' tell you things you don't wanna hear – za rapował wraz z piosenką.

Zamierzam zmienić twoje zdanie o tym, zamierzam powiedzieć ci rzeczy, których nie chcesz słyszeć. 

- Chris Brown jest cholernie seksowny – stwierdziłam mając w głowie obraz uroczego piosenkarza wyglądającego strasznie pociągająco w teledysku do piosenki, którą aktualnie słuchaliśmy.
- Co on ma, czego ja nie mam? – Bieber zapytał oburzony. Zaśmiałam się pod nosem, podczas gdy ta sama obsługująca nas dziewczyna powróciła. Wystawiła w kierunku Justina zamówienie a on wręczył jej banknoty. Odjechaliśmy zostawiając ten nieszczęsny McDonald w tyle. – A więc? Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Ktoś tu jest zazdrosny – zacytowałam to samo, co on odpowiedział mi kilkanaście minut temu.
- Nie, po prostu chcę wiedzieć, co on ma takiego w sobie, że uważasz, iż jest seksowny – powiedział. Widać było, że uraziłam go tymi słowami, ponieważ ręce zaciśnięte miał na kierownicy a jego szczery uśmiech zniknął z twarzy.
- Justin, o co ci chodzi? – Zapytałam zszokowana jego zachowaniem.
- Po prostu… - zawahał się przed wypowiedzeniem dalszej części. Zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle, kilka metrów od plaży. – Jeżeli chcesz coś we mnie zmienić czy coś to mi o tym powiedz – westchnął.
- Boże Justin nie o to mi chodziło! Po prostu wyraziłam swoją opinię na temat Chrisa Browna, okej? Nie stresuj się – wyjaśniłam szybko. – Nawet nie masz powodów żeby być zazdrosnym.
-Nieważne, chcę tylko abyś była ze mną szczęśliwa – mruknął całując moją szyję. Światło zmieniło się na zielone a on ruszył gwałtownie. Kilka zakrętów i w końcu zatrzymaliśmy się koło plaży. Podczas gdy ja wyciągałam swoją torbę z bagażnika Justin odpalił papierosa. Oh, dawno przy mnie nie palił aż zdążyłam się odzwyczaić. Nic nie trwa wiecznie, prawda?

Położyliśmy się na ręcznikach niedaleko od brzegu. Nie zwracaliśmy uwagi na nic. Kilkanaście metrów od nas biegała wesoła gromadka dzieci, gdzieś dalej leżała inna para. Liczyła się tylko ta chwila. Spojrzałam na Justina. Leżał w samych spodenkach, na twarzy miał założone okulary przeciwsłoneczne. Głowę miał skierowaną do góry, czyżby się opalał? Leżałam na brzuchu, podczas gdy jego ręka powędrowała na moje plecy. Gładził je lekko, na co się uśmiechnęłam.
- Justin? – szepnęłam cicho, na co on skierował swój wzrok na mnie.
- Hm? – uśmiechnął się łapiąc moją dłoń, po czym splótł nasze palce razem.
- Kochasz mnie? – zapytałam a on odwrócił się w moją stronę. Podparł głowę na ręce, po czym zaśmiał się.
- Jesteś naprawdę zabawna, chcesz żebym cię ukarał? – odpowiedział. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić on wstał, złapał mnie w pasie i przerzucił sobie na ramię, po czym zaczął biec do wody.
- Justin! – krzyczałam śmiejąc się.
Gdy wróciliśmy już, po wygłupach w wodzie, spojrzałam na mój telefon, aby sprawdzić, która godzina. Dzięki temu moim oczom ukazały się dwa nieodebrane połączenia od mamy oraz sms. Kliknęłam w wiadomość.
„Bądź w domu jak najszybciej, masz jeszcze godzinkę czasu. Kocham Cię, mama” – przeczytałam. Justin widząc moją skwaszoną minę uniósł brwi pytająco.
- Za godzinę mam być w domu, mama napisała, że mam jak najszybciej wracać. Nie wiem, o co jej chodzi – mruknęłam rzucając telefon z powrotem do torby.
- Dlaczego? – spytał, na co wzruszyłam ramionami i westchnęłam cicho.
- Nie mam pojęcia – odpowiedziałam. Wpatrywałam się przez chwilę na wodę przed nami, gdy poczułam jak Justin przysuwa się do mnie, po czym obejmuje mnie w pasie. Wtuliłam się w niego, podczas gdy chłodny powiew wiatru musnął moje ciało.
- Chodźmy już – rzucił wstając. Westchnęłam a on zaczął zbierać swoje rzeczy. Podniosłam się, aby ubrać na siebie ciuchy, po czym złożyłam ręcznik. Nie chciałam wracać do domu, nie dziwcie się. Tutaj było przyjemnie, cicho oraz spokojnie a co najważniejsze byłam z Justinem w dodatku sam na sam.
Wsiedliśmy w ciszy do samochodu Justina. Czułam jakby blondyn był zdenerwowany przez to, że musiałam już wracać, ale przepraszam to nie moja wina. Oparłam głowę o szybę, jednocześnie przesuwając ją trochę w stronę Biebera, abym mogła na niego patrzeć.
Jedną rękę zaciśniętą miał na kierownicy, drugą natomiast obsługiwał radio. Gdy udało mu się już je odpalić puścił mi oczko uśmiechając się szeroko. Odwzajemniłam uśmiech czując wewnętrzną ulgę. Może jednak nie był na mnie zły. W momencie, gdy chciałam się odezwać z głośników poleciały pierwsze wersy piosenki Ushera. Jus dał głośniej śmiejąc się pod nosem.
- She says she wanna take her skirt off. Be my guest! I decided to take my shirt off and show my chest! And we've been sipping on that Merlot so you know what's next. Working intermissions, switching positions.We so explicit, oh - zanucił wraz z piosenką w tym samym momencie podnosząc swoją koszulkę do góry ukazując tors, na co zaśmiałam się głośno.

Mówi, że chce ściągnąć swoją spódnicę. Bądź moim gościem. Postanowiłem zdjąć swoją koszulę i pokazać klatę. Zostalibyśmy popijając Merlot, więc wiesz, co dalej. Pracując przerwami zmieniamy pozycje. Jesteśmy tacy bezpośredni.

- Jaki z Ciebie romantyk – zakpiłam na co on posłał mi złowrogie spojrzenie.  – Nie wiedziałam że słuchasz takich miłosnych piosenek.
- Po prostu często puszczają ją w radiu – wyjaśnił unosząc ręce w geście obronnym.
- Justin! – krzyknęłam. – Nie puszczaj rąk z kierownicy! – upomniałam go, na co się zaśmiał.
- Mogę też jechać patrząc w Twoje oczy – za flirtował puszczając mi oczko. Pokiwałam głową z dezaprobatą.
- Nawet tego nie próbuj, nigdy – ostrzegłam go całkiem poważnie.
- I'll be anticipating, what you would do to me. What you gon' do to me. Sex education, hands on when you're with me. Give your heart to me, yeah – zaśpiewał kolejny raz teraz inną część piosenki. Nie mogłam przestać się uśmiechać przez to jak ta chwila była beztroska. Czułam się tak dobrze dzisiejszego dnia, że nawet nie potrafiłam tego opisać.

Będę przewidywał, co mogłabyś dla mnie zrobić. Co dla mnie zrobisz. Edukacja seksualna, zaangażowanie, gdy jesteś ze mną. Daj mi swoje serce. 

Zajechaliśmy pod mój dom a mi nagle zrobiło się smutno myśląc o rozstaniu się z Justinem na resztę dnia oraz noc. Wysiadłam, aby z tylnego siedzenia zabrać moją torbę. Już chciałam podejść do okna blondyna, aby pożegnać się z nim, gdy drzwi od domu otworzyły się a na podwórko wybiegła moja mama razem z… Pattie. O nie. Dam sobie rękę uciąć, że wymyśliły coś, czego nie przeżyję. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić lub powiedzieć mój chłopak wyszedł ze swojego wozu obdarowując mnie oraz nasze mamy pytającym spojrzeniem.
- Chodźcie, chodźcie! – krzyknęła moja rodzicielka machając ręką zachęcająco. Zaczęłam przeklinać w myślach na to jak niezręczne to będzie. Nasze mamy, ja i Justin. Tylko, że one nawet chyba nie wiedzą, że jesteśmy parą. Skoro ja nie miałam okazji żeby się do tego przyznać to, co dopiero Justin. Westchnęłam głośno kierując się w stronę mieszkania, podczas gdy brązowooki udał się za mną. Nie wiem, co się dzieje, ale na pewno nie będzie przyjemnie. Módlcie się za mnie.


piosenki użyte przy rozdziale: Chris Brown - Don't Think They Know ft. Aaliyah oraz Usher - Lemme See ft. Rick Ross.

~*~

Tak wiem, znowu zawaliłam sprawę. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. 
Myślę, że powoli zbliżamy się do końca tego opowiadania. 
Chciałabym, aby każdy kto przeczyta ten rozdział, skomentował go :)
Miłych wakacji i do następnego :* 

Ważne! Osoby, które chcą być inf. o nowych rozdziałach proszę o wpisywanie się tutaj, ponieważ dużo osób już nie czyta tego opowiadania, doszły też nowe i już nie wiem kogo mam powiadamiać. Tylko osoby, które się tam wpiszą będą informowane.



wtorek, 11 czerwca 2013

16. I love you.



- Justin nie mogę dzisiaj wyjść! – już o poranku kłóciłam się z chłopakiem podczas rozmowy telefonicznej. 
- Dlaczego, no? Przecież jest sobota, daj mi jeden konkretny powód – zażądał. Westchnęłam jednocześnie przewracając oczami, po czym podeszłam do okna, aby odsłonić roletę.
- Pilnuję dzisiaj brata, bo rodzice idą do pracy – skłamałam, ale nie mogłam podać mu prawdziwej przyczyny, przez którą nie mogę spotkać się z nim w południe. – Możemy spędzić wspólny czas wieczorem.
- Jesteś strasznie uparta, przecież pomógłbym ci się nim zająć – kontynuował próbując zmienić moją decyzję. Cała sytuacja mogła wyglądać strasznie dziwnie, lecz nie mogłam dopuścić do tego, aby Justin dowiedział się, co zamierzam robić w dzisiejsze popołudnie. – Nieważne, będę u ciebie o dziewiętnastej i nie przyjmuję więcej wymówek.
- Okej, dziewiętnasta może być – powiedziałam uśmiechając się. Ten chłopak był cholernie zawzięty i uparty.
- Do zobaczenia – pożegnał się melodyjnie wypowiadając każdą literkę. Zachichotałam.
- Oh już nie mogę się doczekać – odpowiedziałam sarkastycznie i od razu wyobraziłam sobie Biebera, który patrzy na mnie swoim karcącym wzrokiem. Rozłączyliśmy się a ja wybrałam się do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam się i związałam włosy. Wszystkie te czynności wykonywałam strasznie powolnie, ponieważ czekał mnie ciężki dzień i na samą myśli nie miałam na nic ochoty.

Równo o trzynastej byłam już na miejscu. Pchnęłam duże szklane drzwi i weszłam do środka gdzie powitały mnie podejrzane spojrzenia wszystkich osób, koło których przechodziłam. Niezręcznie.
- Dzień dobry, szukam Pana Chrisa Longa – powiedziałam do starszej otyłej kobiety siedzącej za okienkiem czegoś w stylu recepcji. Kobieta spojrzała na mnie z nad swoich okularów, po czym odezwała się w końcu:
- Jest na drugim piętrze w pokoju 303 – odpowiedziała swoim wrednym głosem a ja kiwając jej głową dziękująco skierowałam się do windy, której drzwi się właśnie otworzyły. Weszłam do środka gdzie na metalowym panelu wcisnęłam przycisk z numerem trzy. Po chwili usłyszałam charakterystyczne ‘kliknięcie’, co oznajmiło mi, iż muszę opuścić już windę. Wyszłam na korytarz szukając pomieszczenia z numerem, który powiedziała mi recepcjonistka. Zapukałam nabierając duży oddech do płuc.
- Dzień dobry – powiedziałam widząc za biurkiem pana Chrisa. Facet uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
- Witaj maleńka, jesteś przed czasem – odpowiedział wskazując mi na krzesło znajdujące się naprzeciwko niego. Zajęłam miejsce. – Przez telefon nie mieliśmy szansy na dokładniejszą rozmowę, więc za nim się tam udamy chciałbym tylko żebyś powiedziała mi, dlaczego chcesz się z nim spotkać.
- Chciałam tylko zapytać go o kilka ważnych dla mnie rzeczy, to tyle – wyjaśniłam nie będąc do końca pewną czy ta odpowiedź go zadowoli. Bawiłam się nerwowo dłońmi licząc, że wszystko pójdzie po mojej myśli.
- Okej nie wnikam w szczegóły, chodźmy – mężczyzna uśmiechnął się wstając ze swojego miejsca. Podążyłam za nim. – I rozumiem, że rodzice mają się nie dowiedzieć o tym, że ci pomagałem? – dodał otwierając przede mną drzwi.
- Byłabym wdzięczna – odpowiedziałam kiwając głową twierdząco. Zjechaliśmy windą na dół, następnie przeszliśmy przez kilka korytarzy. Naprawdę nie miałam pojęcia gdzie się znajdujemy, nigdy wcześniej nie byłam na komisariacie. W końcu doszliśmy do miejsca spotkań z więźniami. Weszłam do małego pomieszczenia, w którym było kilka stolików, przy każdym znajdowały się dwa krzesła. Zajęłam jeden z tych przy oknie. Uderzałam nerwowo palcami o blat, gdy w końcu do środka został wprowadzony Hugo. Minę na mój widok miał zmieszaną, choć wcale mu się nie dziwię. Prawdę mówiąc nigdy wcześniej nie mieliśmy ze sobą bliższego kontaktu, znałam go jedynie z kilku zdań, które powiedział mi o nim kiedyś tam Justin a pierwszy raz widziałam go wtedy na posterunku, gdy przyjechałam zobaczyć, co z Bieberem no i właśnie w tej sprawie tu jestem.
- Cześć – przywitałam się a on wystawił w moim kierunku swoją prawą dłoń, którą uścisnęłam. Siedziałam przez chwilę w ciszy wpatrując się w niego nie do końca wiedząc, od czego powinnam zacząć.
- Coś się stało z Justinem? Znowu ma jakieś kłopoty? Co cię tu sprowadza? – zapytał najwidoczniej nie chcąc dłużej tkwić w niepewności. Odetchnęłam głęboko przyglądając się jego tatuażom.
- Em… chodzi o Justina, ale nie wiem jak zacząć. To dziwne po prostu… - zaczęłam nie będąc pewną czy dobrze robię. Oh, Ebony tchórzy, gdy już udało jej się z nim spotkać. To takie do niej podobne. – Wtedy, gdy przyjechałam zobaczyć, co z Justinem a ciebie aresztowali, rozmawialiście. A że staliście niedaleko to słyszałam kawałek waszej rozmowy no i chciałam w związku z tym zadać ci kilka pytań – wyjaśniłam niemalże na jednym wdechu.
- A więc co chcesz wiedzieć? Od razu mówię, że nie mogę ci na wszystko odpowiedzieć – odpowiedział a ja przewróciłam oczami. Czyli nic się od niego nie dowiem, będzie krył tyłek Biebera ile się da.
- Co miałeś na myśląc mówiąc ‘chyba nie chcesz, aby dowiedziała się o twojej przeszłości’? – zapytałam wprost od razu przechodząc do pytania, które od tamtego dnia mnie nurtowało.
- Nie mogę ci tego powiedzieć – odparł niemalże od razu. Odetchnęłam głęboko, po czym spojrzałam na niego błagalnie. Nie po to załatwiałam to spotkanie, aby dowiedzieć się, że ‘nie może’ mi powiedzieć.
- Jak to nie możesz? Proszę cię, Justin nie dowie się, że mi powiedziałeś – powiedziałam próbując go przekonać. Nie mogę się poddać. – Tak samo jak mam nadzieję, że nie dowie się o naszym spotkaniu – dodałam a on pokiwał głową twierdząco.
- Nie rozmawia się o interesach kumpla – wymamrotał patrząc wszędzie tylko nie na mnie. Czy on sobie ze mnie żartuje? Mam godzinę na wyciągnięcie z niego informacji a on nie chce nawet współpracować.
- Nawet, jeśli prosi cię o to dziewczyna twojego kumpla? – zapytałam. Proszę niech pęknie, proszę niech powie, choć słowo. – To dla jego dobra.
- Oh jesteście razem? Czyżby Bieber w końcu ogarnął dupsko i zrobił krok? – powiedział uśmiechając się szeroko, nie powiem na mojej twarzy też wywołało to uśmiech, lecz nie ma zmieniania tematów. Nie mamy na to czasu.
- Hugo proszę cię, czy to złe, że chcę wiedzieć, choć trochę o przeszłości swojego chłopaka? – błagałam, lecz on był niewzruszony. – Przecież Justin tym bardziej mi nie powie.
- Wcale mu się nie dziwię – mruknął pod nosem. – Uwierz mi on sobie poradzi i naprawdę będzie lepiej jak nie będziesz o niczym wiedziała.
- Dzięki za pomoc – warknęłam wkurzona wstając z miejsca. Już chciałam wychodzić, gdy jego głos zatrzymał mnie.
- Miej na niego oko w piątek, bo w nocy może wpędzić się w coś głupiego – powiedział. Odwróciłam się i spojrzałam na niego pytająco.
- Co takiego? – zapytałam.
- Zapytaj Justina – odpowiedział. Przewróciłam oczami, po czym wyszłam trzaskając drzwiami. Co za dupek. Dowiedziałam się tyle, że naprawdę moja głowa buzuje od informacji. Aż dostaję migreny. Wyczuwacie ten sarkazm prawda? Zmarnowałam tylko niepotrzebnie czas. Zrezygnowana pojechałam do domu.  

- Justin to boli! – wrzasnęłam, gdy leżeliśmy na kanapie w salonie a chłopak wbijał mi palce pomiędzy żebra. – Jesteś okropny.
- Przecież ja ci nic nie robię – odpowiedział obejmując mnie ramieniem.
- Zostajesz na noc? – spytałam zauważając, że jest już dwudziesta pierwsza.
- A co z Twoimi rodzicami? – powiedział przełączając telewizor na inny kanał. Wzięłam garść serowych chrupek i rzuciłam w nim jednym.
- Wrócą za jakąś godzinę, bo są u dziadków, ale to żaden problem żebyś został – odpowiedziałam uśmiechając się. Chłopak również wziął chrupki. Otworzyłam usta a on rzucił mi chrupka, niestety trafił w mój nos.
- Na pewno? – zapytał, aby się upewnić. W odpowiedzi pokiwałam głową twierdząco.
- Justin… Czy Dragon dał ci już spokój? – mruknęłam nie mogąc nawet na niego spojrzeć. To pytanie nie było na miejscu, ale po prostu musiałam o to zapytać. Dręczyło mnie to za nim jeszcze poszłam spotkać się z Hugo a że on nic mi nie powiedział to tym bardziej musiałam podpytać o cokolwiek Justina.
- Tak jest okej, czemu pytasz? – powiedział łapiąc mnie za rękę. Przyglądał mi się dłuższą chwilę, gdy ja próbowałam wymyślić sensowną wymówkę.
- Po prostu się martwię – wypuściłam z ust. Powietrze wokół nas tak jakby zgęstniało, przez co atmosfera stała się krępująca. Siedzieliśmy w ciszy a Justin przez chwilę o czymś myślał. – Może zrobimy kolację? – zapytałam przerywając tą dziwną sytuacje, na co brązowooki przytaknął. Poszłam w kierunku kuchni a on udał się za mną.
- Na co masz ochotę? – spytałam przeglądając zawartość lodówki.
- Zjem wszystko, co zrobisz – odpowiedział uśmiechając się. Odwzajemniłam to jednocześnie wyciągając składniki potrzebne na moją ulubioną sałatkę.

Miło było spędzać wieczór z chłopakiem, którego się kocha. Śmialiśmy się, przytulaliśmy – było cudownie. I nie mogę sobie wyobrazić, co by było gdyby coś mu się stało. Po prostu nie chcę nawet o tym myśleć. Zapewne moje życie legło by w gruzach a ja nie umiałabym go posprzątać, ponieważ nie było by już przy mnie blondyna, który by mnie wspierał. Może nie jest idealny, ale na pewno bardzo go kocham. Kocham Cię Justin.


~*~

Przepraszam, że rozdział jest taki krótki, ale mam nadzieję, że i tak się wam spodoba :) Z góry przepraszam za wszystkie błędy.
Obiecuję, że niedługo się poprawię i uda mi się napisać coś dłuższego.

Zapraszam na moje tłumaczenie genialnego ff o Jasonie: badmeetsevil-tlumaczenie.


środa, 22 maja 2013

15. My girlfriend.





                 Wyszliśmy z balkonu przemoczeni do suchej nitki. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Nie mogłam się powstrzymać od spoglądania na Justina. Wyglądał tak uroczo, gdy był cały mokry.
- Ściągnij ubrania to może szybciej ci wyschną – zaproponowałam, na co chłopak uśmiechnął się cwanie.
- Mam się rozebrać żebyś mogła patrzeć na mój tors? – odpowiedział śmiejąc się. Prychnęłam i kompletnie nie zwracając na niego uwagi odeszłam, aby wziąć świeże ciuchy z szafy. Czy ja naprawdę zakochałam się w takim dupku? Przewróciłam teatralnie oczami, po czym wyciągnęłam bluzę wkładaną przez głowę oraz jeansy. Gdy odwróciłam się, aby pójść do łazienki moje ciało wpadło wprost na Justina stojącego w samych bokserkach. Speszona nie wiedziałam, co mam zrobić. – Hej, jestem teraz twoim chłopakiem nie musisz się przede mną niczego wstydzić – powiedział uśmiechając się.
- Okej, okej – odpowiedziałam wymijając go, aby skierować się do łazienki.
- Kocham cię – mruknął Bieber opierając się o futrynę. Przyglądał mi się z widocznym zainteresowaniem, podczas gdy ja uporczywie suszyłam suszarką jego mokre spodnie. Nie to, że byłam dla niego nie miła, ale po prostu nie mogłam się przyzwyczaić do tego, że od teraz byłam jego dziewczyną. To było takie dziwne. – Może zamiast iść jutro do szkoły wybierzemy się na plażę?
- I tak mamy już dużo nieobecnych godzin, nie sądzisz? – zaśmiałam się, po czym wyłączyłam suszarkę i schowałam ją z powrotem do szafki. Rzuciłam w blondyna jego jeansami, lecz chłopak zdążył złapać je w locie.
- To będzie ostatni raz! Od następnego miesiąca będziemy już grzeczni – powiedział wsuwając spodnie na swój tyłek. W między czasie przygryzł seksownie wargę i spojrzał na mnie błagalnie.
- Okej, ale później wieczorem idziemy na domówkę do jakiejś dziewczyny ze szkoły, bo Ivy mnie zmusiła – zaoferowałam, na co on uśmiechnął się szeroko.
- Zapomniałaś wysuszyć mój T-shirt – mruknął obejmując mnie od tyłu w talii. Uśmiechnęłam się pod nosem zauważając, że jego biała koszulka nadal leżała mokra a ja schowałam już suszarkę.
- Racja, to twoje mięśnie mnie tak rozproszyły – odpowiedziałam zadziornie, na co on zaśmiał się cicho. Wyciągnęłam narzędzie z powrotem i zabrałam się do pracy. W tym czasie Justin składał na mojej szyi delikatne pocałunki.

Następnego dnia rano obudziłam się tak jakbym normalnie miała iść do szkoły. Musiałam oszukać rodziców, aby nie dowiedzieli się, że idę w pewnym sensie na wagary z Justinem. Dzisiejszy dzień nie należał do najcieplejszych, lecz pogoda idealnie nadawała się do poleżenia na plaży. Z uśmiechem na ustach zabrałam z szafy luźną bluzkę, jeansy oraz bikini. Poszłam do łazienki gdzie wzięłam szybki prysznic, po czym zabrałam się za przygotowanie do wyjścia. Gdy byłam już gotowa zabrałam torbę, którą spakowałam wczoraj, po czym zeszłam na dół. Rodzice i brat już wychodzili, więc spokojnie zaczęłam jeść śniadanie. Gdy dokończyłam kanapkę na moim telefonie pojawiła się wiadomość od Biebera, że czeka na mnie na podjeździe.
- Hej – przywitałam się wsiadając do jego samochodu. Gdy już usiadłam chciałam pocałować go w policzek, lecz blondyn był szybszy i cmoknął mnie w usta jednocześnie uśmiechając się szeroko. Poczułam jak przyjemny prąd przeszedł przez całe moje ciało. Uwierzcie w to lub nie, ale to już drugi dzień, gdy jestem jego dziewczyną.
- Wyspałaś się? Czeka nas szalony dzień – powiedział odjeżdżając spod mojego domu. Zaśmiałam się pod nosem słysząc jego pytanie.
- Nigdy nie wysypiam się, gdy muszę wstać o siódmej rano – odpowiedziałam. Rzuciłam okiem na mojego chłopaka, który jak zwykle prezentował się świetnie. Ubrany był w biały T-shirt na ramiączkach, który pokazywał jego mięśnie, szare dresy oraz białe adidasy.
- Czemu mnie to nie dziwi. Jesteś strasznym śpiochem – zaśmiał się spuszczając swój wzrok z jezdni, aby spojrzeć na mnie.
- Nieprawda! – zaprzeczyłam szybko szturchając go lekko w ramie. Przygryzając wargę rozejrzałam się dookoła. Czarne Camaro zatrzymało się na parkingu Waffle House. Justin widząc moje pytające spojrzenie zaśmiał się pod nosem.
- No, co? Nie zdążyłem zjeść śniadania – wyjaśnił wysiadając z samochodu. Przewróciłam lekko oczami, po czym wybrałam się za nim. Gdy chłopak najadł się już stertą gofrów i kurczaków wybraliśmy się z powrotem w drogę na plażę.
 Rozłożyliśmy ręczniki w zacisznym miejscu, w którym nikt nie mógł nas przyłapać na wagarach. Ściągnęłam ciuchy pozostając jednocześnie w swoim błękitnym bikini. Bieber ściągnął swoja koszulkę, po czym usiadł obok mnie. Rozglądnęłam się po okolicy a po chwili poczułam jak chłopak obejmuje mnie w pasie i zaczyna całować moją szyję.
- Muszę częściej wybierać się z tobą na plażę, bo wyglądasz naprawdę seksownie – szepnął mi do ucha. Spojrzałam na niego rozbawiona.
- Bieber nie pozwalaj sobie – odpowiedziałam karcącym głosem. Chłopak przysunął się jeszcze bliżej mnie a następnie cmoknął mnie w policzek.
- Jesteś moją dziewczyną, kochanie. Mogę sobie pozwalać na dużo, dużo więcej – mruknął przygryzając dolną wargę. Przewróciłam oczami jednocześnie wzdychając. Położyłam się na ręczniku Justina, ponieważ mój zajmował jego tyłek. Zamknęłam oczy. Nie minęła minuta, gdy ręce blondyna wylądowały na moim ciele.
- Justin… - już miałam go skarcić, gdy w tej samej chwili jego telefon rozdzwonił się, dzięki czemu jego dłonie zajęły się, czym innym.
- Słucham – powiedział do rozmówcy wstając z piasku. Przymrużyłam oczy, aby zauważyć, że chłopak oddala się w kierunku wody najwidoczniej nie chcąc abym słyszała jego rozmowę.
- Coś się stało? – zapytałam, gdy wrócił po kilku minutach widocznie zdenerwowany. Jego zezłoszczone brązowe oczy spojrzały na mnie. Wstałam z przyjemnego ciepłego piasku, dzięki czemu znalazłam się blisko niego.
- Tak mi głupio, ale muszę jechać coś załatwić. Nagła sprawa – wymruczał łapiąc mnie za ręce. – Ale załatwię to jak najszybciej się da i przyjadę do ciebie przed imprezą – obiecał, na co pokiwałam głową twierdząco. Nie mając innego wyjścia zaczęliśmy zbierać się z plaży, na której byliśmy niecałą godzinę. Całe szczęście mój dom był pusty, więc mogłam do niego spokojnie wrócić bez wyjaśniania, dlaczego nie ma mnie teraz na lekcjach.

Justin 

Jechałem w kierunku Tiger Boxing Gim, siłowni, którą zajmował się Hugo zanim trafił do paki. Telefon od chłopaka, który naprawiał mój samochód całkowicie mnie zaskoczył, więc jechałem na miejsce trochę niespokojny. W końcu Randle był bossem pewnego rodzaju gangu a więc mogłem się spodziewać wszystkiego. Po kilkunastu minutach ujrzałem niski żółty budynek z namalowanym czarnym tygrysem. Zaparkowałem na podjeździe, po czym podciągając swoje dresy wysiadłem z wozu.
- Miło cię widzieć Bieber – Michael przywitał się ze mną, gdy wszedłem na zaplecze. Usiedliśmy po przeciwnych stronach starego drewnianego biurka, po czym facet kontynuował. – Nie wiem, od czego zacząć, więc gdybyś czegoś nie zrozumiał po prostu zapytaj.
- Najlepiej zacznij od początku – wtrąciłem kręcąc tyłkiem w niewygodnym fotelu, aby lepiej się w niego wkomponować.
- Jak dobrze wiesz Hugo został zatrzymany na miesiąc, przez co siłownia, ekipa i inne rzeczy zostały niezałatwione. Siłownią zająłem się ja, chłopakami zajmuje się kuzyn Hugo, ale nie mamy człowieka, który wykonałby już dawno planowaną akcję – wyjaśnił, na co westchnąłem. czy on naprawdę zamierzał wmieszać mnie w porachunki Randle? Jeszcze tego mi brakowało.
- Co to ma wspólnego ze mną? – spytałem unosząc jedną brew ku górze, na co na twarzy Michaela pojawił się uśmiech. – Nie mam zamiaru nikogo zabijać, więc ostrzegam za nim mnie w cokolwiek wplączesz.
- Powiem wprost: jakiś czas temu zrobiliśmy mały przekręt, dzięki czemu miała do nas przypłynąć broń z Europy, lecz pewna grupa śmiałych dupków sprzątnęła nasz kontener. Hugo zaplanował napad na nich, lecz teraz nie ma go, kto wykonać. Chcieliśmy go odbić z więzienia, lecz nie jest to opłacalne skoro siedzi tylko miesiąc. Wpędzilibyśmy się jedynie w jeszcze większe kłopoty – wyjaśnił. Uderzałem nerwowo palcami o biurko.
- A ja jestem potrzebny do? – zapytałem z irytacją. Naprawdę miałem już dosyć tego gówna, które otaczało mnie w tym mieście. Było gorzej niż w Atlancie, bo tam wszystko, co robiłem było moim pomysłem, moją decyzją i wyborem. Nikt mnie do niczego nie zmuszał. Wpadłem z deszczu pod rynnę.
- Transportu – powiedział a między nami zapadła cisza. Chłopak patrzył na mnie wyczekująco, podczas gdy ja siedziałem jak głupi zastanawiając się, co mam zrobić. – Wchodzisz w to?

Jechałem autostradą. Czekała mnie długa droga do Ebony zważając na to, iż właśnie byliśmy w trakcie godzin szczytu. Wcześniej odwiedziłem swój dom, aby przebrać się na domówkę, na którą się wybieramy. Skupiony byłem na jezdni jednak wszystkie moje myśli zajęły się tym, co jeszcze los zamierza mi zgotować.

Weszliśmy do skromnego, lecz ogromnego domu. Wszystko było tak jak na prawdziwych domówkach powinno. Czerwone plastikowe kubeczki były wszędzie, przez co można było dostać oczopląsu od ich nadmiaru, to samo było z ludźmi znajdującymi się w każdym rogu. Złapałem Ebony za rękę i przyciągnąłem ją do mnie abyśmy się nigdzie nie rozdzielili. Doszliśmy do ogromnego drewnianego stołu, na którym znajdowały się wszystkie napoje oraz alkohole. Nie pytając szatynki o zdanie, gdy ona rozglądała się w poszukiwaniu przyjaciółki otworzyłem nam dwa piwa. Podałem jej jedno, po czym od tyłu objąłem ją w talii jednocześnie biorąc łyk złotego trunku. Po dzisiejszym dniu właśnie tego było mi trzeba – piwa. Sunąłem wzrokiem po obszarze, który nas otaczał a mój wzrok przedzierał się przez tuzin roznegliżowanych dziewczyn. Wszystkie seksownie kołysały biodrami w rytm muzyki. Ebony wcale nie była gorsza. Krótkie jeansowe spodenki podkreślały jej pośladki, które aktualnie lekko opierały się o moje krocze, do tego miała na sobie czarną obcisłą bluzkę na krótki rękaw. Cmoknąłem ja ustami w szyję i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że brązowooka rozmawia z Ivy. Nie przeszkadzając im nalałem sobie wódki do kubka, po czym stałem tam dalej obserwując resztę towarzystwa. W ten sposób wypiłem dwa, trzy może cztery czerwone kubeczki wódki. W końcu przyjaciółka Ebony sobie poszła a ta odwróciła się i oplotła ręce na mojej szyi.
- Jesteś już pijany – szepnęła mi do ucha, na co zaśmiałem się pod nosem.
- Nieprawda – prychnąłem łapiąc ją za tyłek. Dziewczyna spojrzała na mnie wyraźnie zirytowana.
- Ostatnio pozwalasz sobie na zbyt wiele – mruknęła pod nosem, lecz było to na tyle wyraźne abym usłyszał. Może po alkoholu nie należałem do najinteligentniejszych osób oraz zachowywałem się jak dupek, lecz nadal potrafiłem, choć trochę myśleć.
- Może to, dlatego że jestem twoim chłopakiem? – odpowiedziałem unosząc pytająco brew ku górze a na moje usta wkradł się uśmiech. Przeniosłem swoje ręce z jej tyłka na biodra, po czym pocałowałem ją namiętnie w usta. – A to dopiero początek kochanie – dodałem po skończonych namiętnościach.
- W ogóle nadal nie wiem, dlaczego wylądowałeś na komisariacie a jako że jesteś moim chłopakiem – zatrzymała się cytując moje słowa. – to chciałabym wiedzieć.
- To nie czas i miejsce na takie wyjaśnienia – odparłem łapiąc jej rękę jednocześnie w drugiej trzymając alkohol, po czym wyszliśmy na parkiet, ponieważ w miejscu, w którym przed sekundą staliśmy cały czas ktoś się kręcił, aby skorzystać z zasobów stolika z procentami. Akurat z głośników puszczona została jakaś wolna melodia a więc wtulając się lekko w siebie kręciliśmy się w rytm piosenki.
- Odbijany! – krzyknął jakiś chłopak po kilku minutach naszego tańca próbując się wepchać pomiędzy mnie a Ebony.
- Spierdalaj – syknąłem a gdy nie ustępował złapałem go za tył koszulki odciągnąłem od MOJEJ DZIEWCZYNY. Chłopak wylądował na podłodze a ja poczułem na swojej ręce drobną dłoń szatynki. Wokół nas zrobiło się zamieszanie.
- Stary wyluzuj, chciałem tylko zatańczyć z tą ślicznotką! – koleś nie dawał za wygraną i po chwili stał przede mną kłócąc się. Musiał być naprawdę wstawiony, choć tak bardzo nie było tego po nim widać.
- Justin daruj sobie – usłyszałem głos Ebony, gdy moje ręce zacisnęły się ze złości w pięści. Alkohol w mojej krwi również zaczynał robić swoje. Bez zastanowienia moja prawa pięść wylądowała na twarzy bruneta, gdy ten nie przestawał działać mi na nerwy.


~*~

Nie było mnie tu 18 dni, czyli ponad dwa tygodnie. A przez ten czas wydarzyło się naprawdę wiele. Zaczynając od pilnej nauki, po zepsutym laptopie kończąc na totalnym braku weny i zapału do pisania. Jest mi strasznie przykro, że tyle to trwało w dodatku przychodzę do Was z marnym rozdziałem. Przepraszam :(
Jeżeli doszły nowe osoby, które chciałyby być informowane - zostawiajcie namiar na siebie w komentarzach. 
+ szykuję dla Was pewnego rodzaju niespodziankę!

Co sądzicie o rozdziale? Zostawcie po sobie jakiś ślad! :*