środa, 22 maja 2013

15. My girlfriend.





                 Wyszliśmy z balkonu przemoczeni do suchej nitki. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Nie mogłam się powstrzymać od spoglądania na Justina. Wyglądał tak uroczo, gdy był cały mokry.
- Ściągnij ubrania to może szybciej ci wyschną – zaproponowałam, na co chłopak uśmiechnął się cwanie.
- Mam się rozebrać żebyś mogła patrzeć na mój tors? – odpowiedział śmiejąc się. Prychnęłam i kompletnie nie zwracając na niego uwagi odeszłam, aby wziąć świeże ciuchy z szafy. Czy ja naprawdę zakochałam się w takim dupku? Przewróciłam teatralnie oczami, po czym wyciągnęłam bluzę wkładaną przez głowę oraz jeansy. Gdy odwróciłam się, aby pójść do łazienki moje ciało wpadło wprost na Justina stojącego w samych bokserkach. Speszona nie wiedziałam, co mam zrobić. – Hej, jestem teraz twoim chłopakiem nie musisz się przede mną niczego wstydzić – powiedział uśmiechając się.
- Okej, okej – odpowiedziałam wymijając go, aby skierować się do łazienki.
- Kocham cię – mruknął Bieber opierając się o futrynę. Przyglądał mi się z widocznym zainteresowaniem, podczas gdy ja uporczywie suszyłam suszarką jego mokre spodnie. Nie to, że byłam dla niego nie miła, ale po prostu nie mogłam się przyzwyczaić do tego, że od teraz byłam jego dziewczyną. To było takie dziwne. – Może zamiast iść jutro do szkoły wybierzemy się na plażę?
- I tak mamy już dużo nieobecnych godzin, nie sądzisz? – zaśmiałam się, po czym wyłączyłam suszarkę i schowałam ją z powrotem do szafki. Rzuciłam w blondyna jego jeansami, lecz chłopak zdążył złapać je w locie.
- To będzie ostatni raz! Od następnego miesiąca będziemy już grzeczni – powiedział wsuwając spodnie na swój tyłek. W między czasie przygryzł seksownie wargę i spojrzał na mnie błagalnie.
- Okej, ale później wieczorem idziemy na domówkę do jakiejś dziewczyny ze szkoły, bo Ivy mnie zmusiła – zaoferowałam, na co on uśmiechnął się szeroko.
- Zapomniałaś wysuszyć mój T-shirt – mruknął obejmując mnie od tyłu w talii. Uśmiechnęłam się pod nosem zauważając, że jego biała koszulka nadal leżała mokra a ja schowałam już suszarkę.
- Racja, to twoje mięśnie mnie tak rozproszyły – odpowiedziałam zadziornie, na co on zaśmiał się cicho. Wyciągnęłam narzędzie z powrotem i zabrałam się do pracy. W tym czasie Justin składał na mojej szyi delikatne pocałunki.

Następnego dnia rano obudziłam się tak jakbym normalnie miała iść do szkoły. Musiałam oszukać rodziców, aby nie dowiedzieli się, że idę w pewnym sensie na wagary z Justinem. Dzisiejszy dzień nie należał do najcieplejszych, lecz pogoda idealnie nadawała się do poleżenia na plaży. Z uśmiechem na ustach zabrałam z szafy luźną bluzkę, jeansy oraz bikini. Poszłam do łazienki gdzie wzięłam szybki prysznic, po czym zabrałam się za przygotowanie do wyjścia. Gdy byłam już gotowa zabrałam torbę, którą spakowałam wczoraj, po czym zeszłam na dół. Rodzice i brat już wychodzili, więc spokojnie zaczęłam jeść śniadanie. Gdy dokończyłam kanapkę na moim telefonie pojawiła się wiadomość od Biebera, że czeka na mnie na podjeździe.
- Hej – przywitałam się wsiadając do jego samochodu. Gdy już usiadłam chciałam pocałować go w policzek, lecz blondyn był szybszy i cmoknął mnie w usta jednocześnie uśmiechając się szeroko. Poczułam jak przyjemny prąd przeszedł przez całe moje ciało. Uwierzcie w to lub nie, ale to już drugi dzień, gdy jestem jego dziewczyną.
- Wyspałaś się? Czeka nas szalony dzień – powiedział odjeżdżając spod mojego domu. Zaśmiałam się pod nosem słysząc jego pytanie.
- Nigdy nie wysypiam się, gdy muszę wstać o siódmej rano – odpowiedziałam. Rzuciłam okiem na mojego chłopaka, który jak zwykle prezentował się świetnie. Ubrany był w biały T-shirt na ramiączkach, który pokazywał jego mięśnie, szare dresy oraz białe adidasy.
- Czemu mnie to nie dziwi. Jesteś strasznym śpiochem – zaśmiał się spuszczając swój wzrok z jezdni, aby spojrzeć na mnie.
- Nieprawda! – zaprzeczyłam szybko szturchając go lekko w ramie. Przygryzając wargę rozejrzałam się dookoła. Czarne Camaro zatrzymało się na parkingu Waffle House. Justin widząc moje pytające spojrzenie zaśmiał się pod nosem.
- No, co? Nie zdążyłem zjeść śniadania – wyjaśnił wysiadając z samochodu. Przewróciłam lekko oczami, po czym wybrałam się za nim. Gdy chłopak najadł się już stertą gofrów i kurczaków wybraliśmy się z powrotem w drogę na plażę.
 Rozłożyliśmy ręczniki w zacisznym miejscu, w którym nikt nie mógł nas przyłapać na wagarach. Ściągnęłam ciuchy pozostając jednocześnie w swoim błękitnym bikini. Bieber ściągnął swoja koszulkę, po czym usiadł obok mnie. Rozglądnęłam się po okolicy a po chwili poczułam jak chłopak obejmuje mnie w pasie i zaczyna całować moją szyję.
- Muszę częściej wybierać się z tobą na plażę, bo wyglądasz naprawdę seksownie – szepnął mi do ucha. Spojrzałam na niego rozbawiona.
- Bieber nie pozwalaj sobie – odpowiedziałam karcącym głosem. Chłopak przysunął się jeszcze bliżej mnie a następnie cmoknął mnie w policzek.
- Jesteś moją dziewczyną, kochanie. Mogę sobie pozwalać na dużo, dużo więcej – mruknął przygryzając dolną wargę. Przewróciłam oczami jednocześnie wzdychając. Położyłam się na ręczniku Justina, ponieważ mój zajmował jego tyłek. Zamknęłam oczy. Nie minęła minuta, gdy ręce blondyna wylądowały na moim ciele.
- Justin… - już miałam go skarcić, gdy w tej samej chwili jego telefon rozdzwonił się, dzięki czemu jego dłonie zajęły się, czym innym.
- Słucham – powiedział do rozmówcy wstając z piasku. Przymrużyłam oczy, aby zauważyć, że chłopak oddala się w kierunku wody najwidoczniej nie chcąc abym słyszała jego rozmowę.
- Coś się stało? – zapytałam, gdy wrócił po kilku minutach widocznie zdenerwowany. Jego zezłoszczone brązowe oczy spojrzały na mnie. Wstałam z przyjemnego ciepłego piasku, dzięki czemu znalazłam się blisko niego.
- Tak mi głupio, ale muszę jechać coś załatwić. Nagła sprawa – wymruczał łapiąc mnie za ręce. – Ale załatwię to jak najszybciej się da i przyjadę do ciebie przed imprezą – obiecał, na co pokiwałam głową twierdząco. Nie mając innego wyjścia zaczęliśmy zbierać się z plaży, na której byliśmy niecałą godzinę. Całe szczęście mój dom był pusty, więc mogłam do niego spokojnie wrócić bez wyjaśniania, dlaczego nie ma mnie teraz na lekcjach.

Justin 

Jechałem w kierunku Tiger Boxing Gim, siłowni, którą zajmował się Hugo zanim trafił do paki. Telefon od chłopaka, który naprawiał mój samochód całkowicie mnie zaskoczył, więc jechałem na miejsce trochę niespokojny. W końcu Randle był bossem pewnego rodzaju gangu a więc mogłem się spodziewać wszystkiego. Po kilkunastu minutach ujrzałem niski żółty budynek z namalowanym czarnym tygrysem. Zaparkowałem na podjeździe, po czym podciągając swoje dresy wysiadłem z wozu.
- Miło cię widzieć Bieber – Michael przywitał się ze mną, gdy wszedłem na zaplecze. Usiedliśmy po przeciwnych stronach starego drewnianego biurka, po czym facet kontynuował. – Nie wiem, od czego zacząć, więc gdybyś czegoś nie zrozumiał po prostu zapytaj.
- Najlepiej zacznij od początku – wtrąciłem kręcąc tyłkiem w niewygodnym fotelu, aby lepiej się w niego wkomponować.
- Jak dobrze wiesz Hugo został zatrzymany na miesiąc, przez co siłownia, ekipa i inne rzeczy zostały niezałatwione. Siłownią zająłem się ja, chłopakami zajmuje się kuzyn Hugo, ale nie mamy człowieka, który wykonałby już dawno planowaną akcję – wyjaśnił, na co westchnąłem. czy on naprawdę zamierzał wmieszać mnie w porachunki Randle? Jeszcze tego mi brakowało.
- Co to ma wspólnego ze mną? – spytałem unosząc jedną brew ku górze, na co na twarzy Michaela pojawił się uśmiech. – Nie mam zamiaru nikogo zabijać, więc ostrzegam za nim mnie w cokolwiek wplączesz.
- Powiem wprost: jakiś czas temu zrobiliśmy mały przekręt, dzięki czemu miała do nas przypłynąć broń z Europy, lecz pewna grupa śmiałych dupków sprzątnęła nasz kontener. Hugo zaplanował napad na nich, lecz teraz nie ma go, kto wykonać. Chcieliśmy go odbić z więzienia, lecz nie jest to opłacalne skoro siedzi tylko miesiąc. Wpędzilibyśmy się jedynie w jeszcze większe kłopoty – wyjaśnił. Uderzałem nerwowo palcami o biurko.
- A ja jestem potrzebny do? – zapytałem z irytacją. Naprawdę miałem już dosyć tego gówna, które otaczało mnie w tym mieście. Było gorzej niż w Atlancie, bo tam wszystko, co robiłem było moim pomysłem, moją decyzją i wyborem. Nikt mnie do niczego nie zmuszał. Wpadłem z deszczu pod rynnę.
- Transportu – powiedział a między nami zapadła cisza. Chłopak patrzył na mnie wyczekująco, podczas gdy ja siedziałem jak głupi zastanawiając się, co mam zrobić. – Wchodzisz w to?

Jechałem autostradą. Czekała mnie długa droga do Ebony zważając na to, iż właśnie byliśmy w trakcie godzin szczytu. Wcześniej odwiedziłem swój dom, aby przebrać się na domówkę, na którą się wybieramy. Skupiony byłem na jezdni jednak wszystkie moje myśli zajęły się tym, co jeszcze los zamierza mi zgotować.

Weszliśmy do skromnego, lecz ogromnego domu. Wszystko było tak jak na prawdziwych domówkach powinno. Czerwone plastikowe kubeczki były wszędzie, przez co można było dostać oczopląsu od ich nadmiaru, to samo było z ludźmi znajdującymi się w każdym rogu. Złapałem Ebony za rękę i przyciągnąłem ją do mnie abyśmy się nigdzie nie rozdzielili. Doszliśmy do ogromnego drewnianego stołu, na którym znajdowały się wszystkie napoje oraz alkohole. Nie pytając szatynki o zdanie, gdy ona rozglądała się w poszukiwaniu przyjaciółki otworzyłem nam dwa piwa. Podałem jej jedno, po czym od tyłu objąłem ją w talii jednocześnie biorąc łyk złotego trunku. Po dzisiejszym dniu właśnie tego było mi trzeba – piwa. Sunąłem wzrokiem po obszarze, który nas otaczał a mój wzrok przedzierał się przez tuzin roznegliżowanych dziewczyn. Wszystkie seksownie kołysały biodrami w rytm muzyki. Ebony wcale nie była gorsza. Krótkie jeansowe spodenki podkreślały jej pośladki, które aktualnie lekko opierały się o moje krocze, do tego miała na sobie czarną obcisłą bluzkę na krótki rękaw. Cmoknąłem ja ustami w szyję i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że brązowooka rozmawia z Ivy. Nie przeszkadzając im nalałem sobie wódki do kubka, po czym stałem tam dalej obserwując resztę towarzystwa. W ten sposób wypiłem dwa, trzy może cztery czerwone kubeczki wódki. W końcu przyjaciółka Ebony sobie poszła a ta odwróciła się i oplotła ręce na mojej szyi.
- Jesteś już pijany – szepnęła mi do ucha, na co zaśmiałem się pod nosem.
- Nieprawda – prychnąłem łapiąc ją za tyłek. Dziewczyna spojrzała na mnie wyraźnie zirytowana.
- Ostatnio pozwalasz sobie na zbyt wiele – mruknęła pod nosem, lecz było to na tyle wyraźne abym usłyszał. Może po alkoholu nie należałem do najinteligentniejszych osób oraz zachowywałem się jak dupek, lecz nadal potrafiłem, choć trochę myśleć.
- Może to, dlatego że jestem twoim chłopakiem? – odpowiedziałem unosząc pytająco brew ku górze a na moje usta wkradł się uśmiech. Przeniosłem swoje ręce z jej tyłka na biodra, po czym pocałowałem ją namiętnie w usta. – A to dopiero początek kochanie – dodałem po skończonych namiętnościach.
- W ogóle nadal nie wiem, dlaczego wylądowałeś na komisariacie a jako że jesteś moim chłopakiem – zatrzymała się cytując moje słowa. – to chciałabym wiedzieć.
- To nie czas i miejsce na takie wyjaśnienia – odparłem łapiąc jej rękę jednocześnie w drugiej trzymając alkohol, po czym wyszliśmy na parkiet, ponieważ w miejscu, w którym przed sekundą staliśmy cały czas ktoś się kręcił, aby skorzystać z zasobów stolika z procentami. Akurat z głośników puszczona została jakaś wolna melodia a więc wtulając się lekko w siebie kręciliśmy się w rytm piosenki.
- Odbijany! – krzyknął jakiś chłopak po kilku minutach naszego tańca próbując się wepchać pomiędzy mnie a Ebony.
- Spierdalaj – syknąłem a gdy nie ustępował złapałem go za tył koszulki odciągnąłem od MOJEJ DZIEWCZYNY. Chłopak wylądował na podłodze a ja poczułem na swojej ręce drobną dłoń szatynki. Wokół nas zrobiło się zamieszanie.
- Stary wyluzuj, chciałem tylko zatańczyć z tą ślicznotką! – koleś nie dawał za wygraną i po chwili stał przede mną kłócąc się. Musiał być naprawdę wstawiony, choć tak bardzo nie było tego po nim widać.
- Justin daruj sobie – usłyszałem głos Ebony, gdy moje ręce zacisnęły się ze złości w pięści. Alkohol w mojej krwi również zaczynał robić swoje. Bez zastanowienia moja prawa pięść wylądowała na twarzy bruneta, gdy ten nie przestawał działać mi na nerwy.


~*~

Nie było mnie tu 18 dni, czyli ponad dwa tygodnie. A przez ten czas wydarzyło się naprawdę wiele. Zaczynając od pilnej nauki, po zepsutym laptopie kończąc na totalnym braku weny i zapału do pisania. Jest mi strasznie przykro, że tyle to trwało w dodatku przychodzę do Was z marnym rozdziałem. Przepraszam :(
Jeżeli doszły nowe osoby, które chciałyby być informowane - zostawiajcie namiar na siebie w komentarzach. 
+ szykuję dla Was pewnego rodzaju niespodziankę!

Co sądzicie o rozdziale? Zostawcie po sobie jakiś ślad! :*

sobota, 4 maja 2013

14. Love game.



                 - O co chodzi? – zapytałem wychodząc za policjantem na korytarz. Dobrze wiedziałem, dlaczego tu przyjechał, ale musiałem udawać. Nie mogłem dać po sobie znać, że się ścigałem.
- Musimy cię przesłuchać – odpowiedział kierując się w stronę wyjścia. Na tym skończyła się nasza rozmowa. Gdy mężczyzna otworzył drzwi wyjściowe moje ciało uderzyła potężna fala gorąca. Dzisiejszy dzień był strasznie upalny. Westchnąłem głośno a funkcjonariusz otworzył mi tylne drzwi od radiowozu. Całe szczęście nie zakuł mnie w kajdanki.
Droga na komisariat ciągnęła mi się irytująco długo. Gdybym to ja prowadził – dojechalibyśmy w dziesięć minut nie w dwadzieścia pięć. Nie rozumiem jak można się tak wlec. Gdy zajechaliśmy już na miejsce wysiadłem pośpiesznie z tego cholernego samochodu. Rozejrzałem się dookoła. Moje oczy ujrzały Hugo, który z rękami w kieszeni podążał za policjantem. Zaśmiałem się pod nosem. Czyli nie tylko ja miałem kłopoty?
- Znaleźliśmy Twój samochód w miejscu, w którym wczoraj odbywały się nielegalne wyścigi – zaczął facet, który był znajomym ojca Ebony. – Nie sądzisz, że to trochę podejrzane, że już drugi raz przyłapuję cię, gdy masz z nimi coś wspólnego?
- Ktoś mi go ukradł spod szkoły – rzekłem brzmiąc całkowicie poważnie, aby mężczyzna nie podejrzewał, że kłamię. Gdy ten jednak spojrzał na mnie surowo westchnąłem.
- Nie kłam Bieber, nie musisz – powiedział siadając na krześle naprzeciwko mnie. – Śledzimy cały ten syf długo zanim pojawiłeś się w mieście. Mamy informatora na zewnątrz, zresztą to on wczoraj odciął ci kilka kabelków w wozie abym mógł się spotkać z tobą i Hugo bez zbędnego zamieszania.
- Może pan jaśniej? – spytałem przyglądając mu się pytająco. Nadal nie do końca wiedziałem, o co w tym wszystkim chodzi. Przede wszystkim cała sprawa robiła się coraz bardziej podejrzana.
- Śledzimy każdego po kolei i wiemy o was wszystko. Ale chodzi tylko o jedno: chcemy wsadzić Dragona do paki, lecz chłopak jest tak sprytny, że po tylu miesiącach pracy nadal nie mamy na niego żadnego konkretnego haczyka – wyjaśnił mi. Stukałem palcami nerwowo po stole cały czas wpatrując się w mężczyznę.
- Ale co to ma wspólnego ze mną? – zadałem kolejne pytanie. W głębi duszy odetchnąłem z ulgą myśląc, że nie jest tak źle i nie aresztują mnie. W Atlancie kilka razy wylądowałem na komisariacie, więc teraz mieliby już wymówkę żeby mnie aresztować.
- Chcę wiedzieć wszystko, co wiesz o Dragonie – oznajmił patrząc na mnie wyczekująco. Rozchyliłem lekko usta ze zdziwienia. Tym razem zacząłem bawić się palcami u rąk, ponieważ nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Nie byłem zdenerwowany, ale musiałem nieźle się wysilić, aby nie palnąć jakiejś głupoty, która zostanie użyta przeciwko mnie.
- Nie wiem o nim nic oprócz tego, że jest totalnym dupkiem – burknąłem pod nosem, na co facet zaśmiał się cicho.
- Nieważne. Po prostu trzymaj się od niego z daleka żeby nie mieć kłopotów – powiedział wstając z krzesła. Spojrzałem na niego pytająco kompletnie zdezorientowany.
- I to tyle? Po to mnie tu ściągnęliście? – warknąłem wkurzony i zirytowany. Również wstałem z miejsca zaciskając mocno pięści.
- Chodź pokażę ci coś – policjant odezwał się po chwili ciszy nie odpowiadając nawet na moje pytanie. Przewróciłem teatralnie oczami, po czym wciskając ręce w kieszenie opuściłem pokój. Przeszliśmy długim korytarzem, aby po chwili znaleźć się w pomieszczeniu, w którym znajdował się długi stół z kilkunastoma krzesłami oraz duża biała tablica. Podeszliśmy do niej. Przyglądnąłem się a moim oczom ukazały się fotografie. Był na nich każdy. Ja, Hugo, Boomer i jego pomocnik oraz inni faceci, których nie znałem, lecz byłem pewny, że też są zamieszani w wyścigi lub inne niedozwolone rzeczy. Jednak moją największą uwagę przykuło zdjęcie, na którym byłem wraz z Ebony. Staliśmy uśmiechnięci koło mojego samochodu na podjeździe jej domu. Nie pamiętałem, kiedy dana fotografia była zrobiona. Bardziej przejął mnie fakt, iż ktoś śledził mnie nawet, gdy spędzałem czas z nią.
- Uważaj na nią – usłyszałem głos policjanta po chwili dłuższego przyglądania się temu jednemu zdjęciu. Przeniosłem swój wzrok na mężczyznę. – Jeżeli przestaniesz się ścigać my przestaniemy cię śledzić.
- Żeby to było takie proste – odpowiedziałem wzdychając. Wyszliśmy na korytarz. Niespodziewanie obok mnie pojawiła się szatynka.
- Justin! Wszystko w porządku? – usłyszałem jej zmartwiony głos. Gdy podeszła bliżej objąłem ją ramionami i przytuliłem mocno. Byłem zdziwiony, że przyjechała na komisariat, ponieważ myślałem, że będzie na mnie cholernie zła. Jednak nie znam jej zbyt dobrze.
- Ja już pójdę. Ebony pozdrów tatę – pożegnaliśmy się z mundurowym, który odszedł zostawiając nas samych. Nie wiedziałem, co powiedzieć. To chyba najwyższy czas, aby wszystko jej wyjaśnić. Czas by powiedzieć prawdę.
- Poczekaj tu na mnie – szepnąłem widząc Hugo idącego korytarzem za policjantem, który go przesłuchiwał. Crawford pokiwała głową twierdząco a ja podszedłem do kumpla. – Co z tobą? – zapytałem widząc kajdanki na nadgarstkach chłopaka.
- Zatrzymują mnie na miesiąc w areszcie. Wsadziliby mnie do paki, ale nic konkretnego na mnie nie mają – powiedział uśmiechając się cwanie, na co pokiwałem głową z niedowierzaniem. – Wiesz w końcu dobrze wszystko tuszuję.
- Nie wątpię w to Randle – zaśmiałem się jednak po chwili stałem się całkiem poważny. – Wiesz stary, chyba powinienem stąd wyjechać. Kolejny raz mam kłopoty, Ebony cierpi. Tak będzie lepiej.
- Żartujesz sobie ze mnie? W Atlancie byłeś w większym gównie i jakoś nie spieprzyłeś stamtąd jak ostatni dupek – słysząc jego słowa przewróciłem oczami nie wierząc, że nawet na komisariacie będzie robił mi wykład. – Nie przewracaj oczami ośle, taka prawda – dodał, przez co na mojej twarzy mimowolnie zagościł lekki uśmiech.
- Przestań, mówię poważnie – wtrąciłem jednocześnie zwracając uwagę na policjanta, który powoli zaczynał się już niecierpliwić, ponieważ nasza rozmowa trwała dłuższą chwilę.
- Ja też mówię poważnie Bieber. Wiem o tobie wszystko, wiem wszystko, co działo się w Atlancie. Chyba nie chcesz, aby po twojej uciecze Ebony zaczęła szukać informacji i przez przypadek dowiedziała się o twojej przeszłości? I mam nadzieję, że nie chcesz również, aby Dragon się nią zajął, gdy ciebie nie będzie, co? Przemyśl to stary – powiedział jak zwykle mając rację. Dlaczego on zawsze myślał racjonalniej, niż ja kiedykolwiek w moim życiu?
 
„Chyba nie chcesz, aby (…) dowiedziała się o twojej przeszłości” – dudniło w mojej głowie. 

„W tym mieście jest sto tysięcy ulic. Nie musisz znać trasy. Mówisz, kiedy i gdzie a ja daje ci pięć minut. Cokolwiek się wtedy wydarzy jestem twój. Cokolwiek nawali przed czy po, radzisz sobie sam. Jasne?”przypomniałem sobie słowa, które padały z moich ust za każdym razem w Atlancie. 

- Dzięki, przemyślę to – odpowiedziałem. Podczas, gdy ja zawsze podejmowałem pochopne decyzje i gadałem głupoty jego postanowienia były o wiele mądrzejsze od moich. Choć nie znaliśmy się długo to on, jako jedyny tak naprawdę mnie rozumiał.
- Widzę jak ona na ciebie patrzy, ja już dawno bym działał i nie myślał, co będzie, jeśli – szepnął puszczając mi oczko. – Swoją drogą ona jest całkiem niezła – dodał spoglądając przez moje ramie na stojącą kilka metrów dalej Ebony. Skarciłem go wzrokiem, po czym zaśmialiśmy się.
- Widzimy się za miesiąc Hugo – pożegnaliśmy się, po czym policjant zabrał chłopaka w nieznanym mi kierunku. Westchnąłem ciężko jednocześnie uśmiechając się lekko pod nosem. Po chwili poczułem jak ktoś zachodzi mnie od tyłu.
- Idziemy? – szatynka uśmiechnęła się lekko. Pokiwałem głową twierdząco, więc zaczęliśmy kierować się w stronę wyjścia.
- Zabieram cię gdzieś, musimy pogadać – powiedziałem obejmując ją w pasie. Otworzyłem drzwi wyjściowe z budynku a słońce gwałtownie oślepiło nasze oczy. – Najpierw jednak musimy dostać się pod szkołę, bo tam mam samochód – dodałem drapiąc się po karku, gdy uświadomiłem sobie, że przyjechałem tu radiowozem.
- Możemy pójść na nogach, co zajmie nam naprawdę dużo czasu, możemy też pojechać autobusem lub taksówką – brązowooka zaśmiała się cicho. Wybraliśmy komunikację miejską, więc szybko poszliśmy na przystanek. Po kilku minutach niecierpliwego czekania na przyjazd w końcu wsiedliśmy do środka. Całą drogę pod szkołę przebyliśmy w ciszy. Zupełnie pogrążyłem się w swoich myślach i tym, co chciałem przekazać Ebony w dalszej części wyprawy.

Ebony
- Cała szkoła o tobie plotkuje – powiedziałam, gdy siedzieliśmy w czarnym SUV’ie. Nie wnikałam skąd Justin ma ten samochód, po prostu nie interesowało mnie to w tym momencie. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu gotowa na długą rozmowę.
- Jeżeli nie mają, co robić to niech sobie plotkują – odpowiedział uśmiechając się lekko. Przewróciłam delikatnie oczami, aby nie zauważył, po czym westchnęłam. Ten chłopak był trudny a jego charakter był dla mnie, co najmniej niezrozumiały.
- Nie chcesz wiedzieć, co o tobie mówią? – zapytałam unosząc pytająco brew ku górze. Na to pytanie odpowiedział mi jego melodyjny śmiech.
- Nie zbyt mnie to interesuje, bo zapewne to gówno nie jest prawdą – rzekł całkiem poważnie. Cały czas był skupiony na jezdni. Swoją drogą kompletnie nie wiedziałam gdzie się wybieramy. – Tylko ty mnie znasz – dodał.
„Oh nie byłabym taka pewna” – pomyślałam. Prawdą było, że mało o nim wiedziałam. Rzadko o sobie mówił, opowiadał, więc znałam tylko jego zachowanie i to, jaki jest. Wiedziałam też, że ma problemy z matką, że wyprowadzili się z Atlanty, bo Pattie dostała tu pracę a jego ojciec mieszka na Florydzie, ponieważ jego rodzice się rozstali. Tak naprawdę nic więcej o jego przeszłości nie wiedziałam. Nie miałam pojęcia czy miał kiedyś dziewczynę, z kim się przyjaźnił przed przyjazdem tu.
- Ebony – usłyszałam jego szept. Odpowiedziałam mu cichym ‘hmm?’ a on nabrał powietrza do płuc, po czym zaczął: - Muszę ci coś powiedzieć…
- Słucham – zachęciłam go do rozmowy. Nie spuszczałam z niego wzroku. Wyglądał tak seksownie trzymając swoje umięśnione ręce zaciśnięte na kierownicy. Jego wzrok ilustrował drogę, która rozciągała się przed nami. Dookoła znajdowały się różne pola, drzewa w oddali. Niebo pokrywały ogromne, puszyste chmury.
- Chcę ci wyjaśnić, dlaczego tak bardzo bałem się z tobą związać, wysłuchasz mnie? – jego zachrypnięty ze zdenerwowania głos odbił się w mojej głowie. Pokiwałam głową twierdząco, gdy zerknął na mnie kątem oka oczekując odpowiedzi. – Dwa lata temu, gdy zacząłem się ścigać strasznie zależało mi na pewnej dziewczynie. Pewnego razu jeden facet chciał się na mnie zemścić, porwał ją żeby mnie szantażować. Udało mi się ją uwolnić, ale ona po tym zdarzeniu wyjechała… Cholernie się za to winiłem, dlatego nie chciałem, aby tobie stała się krzywda, bo bym tego nie wytrzymał, rozumiesz? Zbyt mocno cię kocham.
Zamarłam. Rozchyliłam usta ze zdziwienia, byłam totalnie zszokowana. Próbowałam przetworzyć sobie spokojnie jego słowa, lecz nie wychodziło mi to. W samochodzie zapadła niezręczna cisza. Wpatrywałam się w krajobraz za oknem. Nie mogłam zebrać swoich myśli. Justin stukał nerwowo palcami o kierownicę. Co chwilę można było usłyszeć jego ciche westchnięcia. Co miałam mu odpowiedzieć? Cisza była wygodniejsza.
- Nie chce cię stracić – powiedział akcentując głośno i wyraźnie każde słowo. Spojrzałam na niego przygryzając lekko dolną wargę ze zdenerwowania. Pojazd się zatrzymał. Rozejrzałam się dookoła. Znajdowaliśmy się na jakimś polu daleko za miastem. Dookoła nie było nic. Postępując jak Justin wysiadłam. Oparliśmy się o maskę samochodu a chłopak spojrzał na mnie wyczekująco.
- Chcę zaryzykować, chcę być z tobą na zawsze – jego miękki głos otulił moją twarz, gdy stanął naprzeciwko obejmując mnie w pasie. Patrzyłam głęboko w jego oczy nie potrafiąc wydobyć z siebie żadnego słowa. – Ochronię cię – szepnął przybliżając swoją buzię. Nie myśląc długo musnęłam jego delikatne, słodkie wargi. Niebo zrobiło się szare a chłodny podmuch wiatru otulił moje ciało. Justin przyciągnął mnie bliżej siebie.
- Dziękuję – mruknęłam wtulając się w niego. – Dziękuję, że mi o tym wszystkim powiedziałeś. Będę przy tobie i nikt mnie od ciebie nie zabierze – poczułam jak jego usta składają delikatny pocałunek na moim czole. W tym samym momencie wielkie krople deszczu zaczęły spadać na nas z zawrotną prędkością. Spojrzeliśmy do góry na niebo uśmiechając się. Blondyn złapał moją dłoń, po czym pociągnął mnie lekko za sobą. Otworzył mi drzwi pasażera, dzięki czemu mogłam wsiąść do środka.
Jechaliśmy w kierunku LA a deszcz padał coraz mocniej. Wycieraczki ruszały się w zawrotnym tempie natomiast jazda Justina była całkiem spokojna, co miło mnie zaskoczyło.
- Lubię jak prowadzisz – powiedziałam a chłopak uśmiechnął się od ucha do ucha. – Nawet, gdy jedziesz z ogromną prędkością czuję się bezpieczna.
- Cieszę się, że tak jest – odpowiedział kładąc jedną rękę na moim udzie. – A Ty? Czemu nie masz prawka? – zapytał a ja westchnęłam ciężko.
- Mam – chłopak spojrzał na mnie ukradkiem. – Ale nie jeżdżę, bo się boje. To znaczy chodzi o to, że moja jazda nie wygląda zbyt dobrze.
- To czas podszkolić umiejętności i nawet wiem, kto mógłby ci w tym pomóc – zaśmiał się ruszając w zabawny sposób brwiami. Odpowiedziałam mu uśmiechem, po czym spojrzałam przez okno na panującą ulewę. Po kwadransie ciszy zajechaliśmy pod mój dom.
- Chodź – powiedziałam, co równało się z zaproszeniem go do środka. Chłopak uśmiechnął się, po czym wysiedliśmy. Deszcz padał tak siarczyście, że sprintem biegliśmy do drzwi wejściowych. Jednak nic nam to nie dało, ponieważ nawet wciągu tych kilku sekund zdążyliśmy przemoknąć.
Drzwi otworzył nam mój tata. Zamieniłam z nim kilka słów, po czym poszłam z Justinem na górę. Podeszłam, aby otworzyć drzwi balkonowe na oścież, ponieważ w pokoju było strasznie duszno. Brązowooki złapał mnie w pasie i wepchnął na balkon. Stanęliśmy przy barierce a deszcz padał wprost na nasze ciała. Poczułam jak kładzie swoje dłonie na moich policzkach, po czym jego usta mocno wpiły się w moje.
W tym momencie stado motyli odezwało się w moim brzuchu. Czułam się tak magicznie, jak w filmie. Wtuliłam się w niego mocno nie zważając na to, że nasze ubrania były całe mokre. Byłam najszczęśliwszą osobą na ziemi tylko i wyłącznie, dlatego że miałam go przy sobie. Już nic nigdy nie stanie nam na przeszkodzie.

‘Cause the days go by, we argue all the time, I want to make it right, ‘cause that was last night. Baby we gon be alright, baby we gon be alright. Yea love was the mark, bullets to your heart,
I want to move on but my feelings too strong.


~*~

Cieszycie się, że Justin i Ebony są w końcu razem?
 Przepraszam, że ostatnio rozdziały ukazują się tak rzadko, ale mam naprawdę mało wolnego czasu. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Do następnego! :*

+ zmieniłam zdjęcia bohaterów na gify :)

 ask / twitter