Po zaledwie pięciu kieliszkach przeźroczystego trunku razem
z Hugo mieliśmy już niezłą fazę. Szczerzyłem się jak głupi do sera i wcale mi
to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie - ostatnio dawno nie czułem się taki
wyluzowany. Sięgnąłem po kolejną porcję alkoholu. Tym razem postawiłem na
whisky.
- Whoah, kolego wyluzuj – usłyszałem za plecami a po chwili
na kanapie obok mnie usiadł postawnej budowy blondyn. Spojrzałem na niego
pytająco a on kontynuował. – Jesteś Bieber, prawda?
- Tak – przytaknąłem przyglądając mu się bardziej. Pierwszy
raz widziałem go na oczy a wiec zastanawiałem się, co może ode mnie chcieć. Ale
po dawce alkoholu mój mózg nie pracował zbyt dobrze, więc z myślenia nic nie
wynikło.
- Słyszałem o tobie dużo rzeczy i muszę przyznać, że musisz
mieć wielkie jaja skoro przeciwstawiasz się Dragonowi – powiedział śmiejąc się
pod nosem. Upiłem łyk whisky.
- Nie ty pierwszy mi to mówisz – odpowiedziałem uśmiechając
się. Zainteresowało mnie to, co miał mi do powiedzenia, więc czekałem na ciąg
dalszy.
- Uważaj na siebie, on jest zdolny do wszystkiego – skończył
klepiąc mnie po ramieniu, po czym odszedł. To było dziwne. Czy on chciał sprawić, że zacznę się bać Dragona? Ta sytuacja była chora.
- To, co panowie sprowadzamy jakieś laski? – krzyknął ktoś z
kuchni, jednocześnie przywracając mnie do rzeczywistości.
Ebony
Cholera Justin, dlaczego nie odbierasz? Dzwoniłam dwa razy i
wysłałam ci wiadomość. Co się z tobą dzieje? Naprawdę się martwię.
Jest już dwudziesta druga. Chciałam z nim porozmawiać.
Tęskniłam. W końcu nie widzieliśmy się od wczoraj. Boże, popadam w paranoję.
Westchnęłam ciężko, po czym odeszłam od okna i zabierając piżamę wybrałam się
do łazienki. Umyłam się, przebrałam i postanowiłam pójść spać, aby nie tracić
czasu na przejmowanie się. Może Justin też już śpi? Lub po prostu ma ważniejsze
sprawy na głowie niż interesowanie się mną.
Obudziłam się kwadrans później, gdy tylko udało mi się
zasnąć. Telefon dzwonił, więc zerwałam się szybko i wygrzebałam go spod
poduszki. Justin.
- Przepraszam, że nie odebrałem. Coś się stało? - usłyszałam
jego zachrypnięty głos, gdy tylko przystawiłam urządzenie do ucha.
- Nie, po prostu miałam ochotę na spacer i chciałam
porozmawiać - wyjaśniłam zapalając lampkę nocną.
- Spacer? O dwudziestej drugiej? Jesteś szalona - zaśmiał
się cicho, na co przewróciłam oczami. - Jestem pod Twoim domem. Otwórz balkon -
powiedział rozłączając się. Wstałam z łóżka i podeszłam, aby odsłonić rolety
oraz otworzyć mu drzwi balkonowe, by chłopak mógł wspiąć się do mojego pokoju.
- I kto to tu jest szalony - szepnęłam, gdy brązowooki stał
przede mną uśmiechając się cwanie. Rzuciłam na niego okiem. Miał na sobie
zwykłą białą koszulkę na krótki rękaw oraz jasne jeansy a i tak wyglądał
seksownie. Miałam ochotę pocałować go i przytulić. Czy ja właśnie pomyślałam o
pocałowaniu go? Zdecydowanie za dużo dziwnych rzeczy dzieje się dzisiaj w mojej
głowie. Weszliśmy do środka.
- Śmierdzisz alkoholem - powiedziałam, gdy przechodziłam
koło niego, aby dostać się na drugą stronę łóżka.
- Wypiłem kilka kieliszków na imprezie, ale już jestem
trzeźwy - oznajmił uśmiechając się.
- Na pewno - prychnęłam wchodząc pod kołdrę.
- O czym chciałaś porozmawiać? - spytał kładąc się obok
mnie. Westchnęłam. Tak naprawdę nie miałam konkretnego celu rozmowy. Po prostu
chciałam mieć go blisko siebie.
- O wszystkim, o nas - szepnęłam. Bieber objął mnie
ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Lubię rozmawiać z tobą nocami. Jest cicho, jesteśmy tylko
my. Mam cię całą dla siebie i nikt nam nie przeszkadza - stwierdził całując
moje czoło. Przytaknęłam mu.
- Szkoda, że wszystko teraz jest takie skomplikowane -
westchnęłam a chłopak nie odpowiedział nic. - Justin?
- Hm? - mruknął wtulając się w moje włosy.
- Powiedz mi, co z nami? - zapytałam. Chłopak nie był zbyt zadowolony, że poruszyłam ten
temat. Ale ja po prostu musiałam wiedzieć, na czym stoję. Może musiałam go już
sobie odpuścić?
- A jeżeli cię skrzywdzę? Co jeśli będziesz przeze mnie
cierpiała? - mruknął ledwo słyszalnie. Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Dlaczego
on zawsze zakładał, co będzie, gdy? Sytuacja stała się krępująca a w pokoju
zapanowała idealna cisza. Wpatrywałam się w nieistniejący punkt przede mną
próbując przeanalizować to, o czym przed chwilą rozmawialiśmy.
- Hej, Ebony.
Kocham cię, ale chcę poczekać na odpowiedni moment. Będę przy tobie zawsze nie ważne,
co się stanie, więc nawet, jeśli nie będziemy razem to zawsze możesz na mnie
liczyć - powiedział podnosząc się na jednym łokciu. Spojrzał mi w oczy a ja przebiegłam wzrokiem po jego idealnej twarzy.
Zakochałam się. To oficjalne.
Justin - następnego dnia późnym wieczorem
- Czy ty jesteś popieprzony!? - usłyszałem. Spojrzałem na Hugo,
po czym westchnąłem. Zaczęło się. - Dałeś jej drugi raz kosza?
- Nie dałem jej żadnego kosza. Nie wiem, co ja sobie wtedy myślałem,
ale po prostu nie chcę jej narażać na to wszystko - warknąłem zły, że chłopak
naskoczył na mnie. Nie przyjechałem do niego żeby darł na mnie ryja. Sam zapytał,
co mnie gryzie, więc niech się teraz nie rzuca.
- Na co? Przecież Dragon dał ci już spokój - powiedział
jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Tak ci się tylko wydaje - westchnąłem. Nie mogłem przestać
myśleć o Ebony. Była mi bliska, lecz bałem się naszego związku. Ona była
porządną dziewczyną a ja zwykłym śmieciem. - Chodź jedziemy oddać mu tą kasę -
dodałem wstając z kanapy. Brunet mrucząc pod nosem niezrozumiałe nikomu słowa
rzucił mi piorunujące spojrzenie.
Jechaliśmy w ciszy na miejsce spotkania. Miałem wszystko pod
kontrolą, lecz byłem trochę zestresowany, ponieważ Boomer mógł odwalić po
prostu wszystko. Gdy zajechaliśmy na miejsce wybiła dwudziesta druga.
- Cholera – syknąłem widząc, że zbliża się wyścig. Właśnie na ten moment nie chciałem na trafić. Na linii
startu ustawione były już samochody. Zatrzymałem swoje Camaro kilka metrów dalej,
po czym wysiedliśmy. Dragon zauważył nas, więc zaczął iść w naszą stronę.
- Jak miło widzieć was obu – powiedział rozkładając ręce jak
gdyby chciał nas zaraz przytulić. Usłyszałem głośne westchnięcie Hugo, który
wyciągnął białą kopertę w kierunku bruneta. Już mieliśmy się odwrócić i wracać,
gdy głos Boomera nas zatrzymał. – Hej Panowie to jeszcze nie wszystko.
- Czego Ty znowu chcesz?! – warknął ze złością Randle, na co
w moich uszach odbił się głośny śmiech Dragona. Ten koleś naprawdę mnie
irytował. Z każdą chwilą coraz bardziej.
- Musicie jakoś wynagrodzić mi tą kradzież – oznajmił a na
jego usta wkradł się ten perfidny uśmieszek. Wiedziałem już, do czego zmierza. –
To, co który z was wsiada do wozu? – dodał wskazując dłonią na sportowy
samochód stojący pusty na linii startu.
- Żaden – odpowiedział mu Hugo za nim ja zdążyłem cokolwiek
zrobić. W mojej głowie znów zadudnił ten wkurzający chichot.
- Dużo postawiłem na ten samochód, ale kierowca nie dożył wyścigu, więc sprawa wygląda jak wygląda. Myślałem, że nie pozwolicie, aby
umknęło nam prawie dziesięć tysięcy – na jego ustach kolejny raz zagościł
uśmiech. Co ja mówię, on prawie nie schodził z jego ust. Westchnąłem głęboko.
- Pojadę dla ciebie, ale robię to ostatni raz w moim życiu.
Nie mam zamiaru się dla ciebie ścigać – odpowiedziałem dając nacisk ostatniemu
zdaniu. Chłopak zaśmiał się, ponieważ zadowolony dopiął swego natomiast Hugo
spojrzał na mnie wkurzony, że mu uległem. Trudno. Przecież Dragon by nie
odpuścił. Olałem ich, po czym odwróciłem się, aby pójść w kierunku mojego
Camaro. Jeżeli mam się już ścigać to tylko i wyłącznie moim samochodem.
- Spadaj od mojego auta! – warknąłem do kolesia, który
kręcił się niedaleko a gdy chłopak odszedł wsiadłem do środka i odpaliłem je.
Wyciszając się zajechałem na linię startu, po czym zapiąłem pasy. Kolejny raz
startuję nie znając trasy i przeciwników. Czy ja zawszę musze mieć przejebane?
Na środek wyszła wysoka blondynka. Spojrzała na wszystkie wozy ustawione na starcie,
po czym uniosła flagę i szybko opuściła ją w dół. Ruszyłem. Nie wiedziałem,
czego mam się spodziewać, więc po prostu jechałem. Nagle coś zaczęło uderzać mi
koło koła. Dźwięk przypominał jak gdyby starła się tarcza, ale przecież to było
nie możliwe, bo do tej pory wszystko działało sprawnie. Po kilku metrach
odezwała się też druga strona samochodu. Może uszkodziłem klocki hamulcowe?
Nie, przecież niedawno je wymieniałem. Zdenerwowałem się. Jeżeli ktoś grzebał
mi przy aucie, gdy rozmawiałem z Dragonem to na pewno za to oberwie.
Wychodziłem już prawie na prowadzenie, lecz nagle wszystkie wozy zaczęły
gwałtownie zawracać i rozjeżdżać się w różne strony. To oznaczało tylko jedno –
policja dowiedziała się o wyścigu. Zwolniłem, aby również zakręcić i uciekać,
lecz samochód jak na złość zgasł. Podniosło mi się ciśnienie. Spróbowałem
odpalić ponownie. Nic to nie dało. Zabrałem szybko dokumenty, które trzymałem w
podłokietniku, po czym wybiegłem z auta jak poparzony. Rozejrzałem się, dookoła
aby zobaczyć gdzie mógłbym uciec.
- Justin! – usłyszałem za sobą głos Hugo, który siedział z
jakimś facetem w aucie. Wsiadłem szybko, po czym odjechaliśmy z piskiem opon.
- Kurwa, jakiś koleś grzebał przy moim wozie – warknąłem
jednocześnie zaciskając mocno pięści ze zdenerwowania.
Potarłem swoje zaspane oczy jednocześnie ziewając. Wróciłem
do domu nad ranem, więc mój sen nie trwał zbyt długo. Wstałem z łóżka, po czym
podszedłem do okna, aby odsłonić żaluzje, przez co moje oczy gwałtownie oślepił
mocny blask słońca. Zakląłem pod nosem karcąc się za tę decyzję. Wzdychając
głośno poszedłem w kierunku łazienki, aby się ogarnąć i ubrać.
- Pożyczyłabyś mi auto? – zapytałem matki siadając przy
stole w kuchni. Nie rozmawiałem z nią chyba od wieków, ale mniejsza o to. Ważne
żeby pożyczyła mi ten cholerny samochód.
- A co stało się z twoim? – odpowiedziała pytaniem na pytanie,
na co przewróciłem teatralnie oczami. Czy ona zawsze musi zadawać tyle pytań?
- Musiałem pojechać z nim do warsztatu, bo coś zaczęło
szwankować – wyjaśniłem kłamiąc trochę, lecz kobieta nadal była nieugięta. Już wiem,
po kim jestem tak cholernie uparty.
- Przecież do tej pory sam umiałeś je sobie naprawić – powiedziała
wkurzając mnie jeszcze bardziej. Czy ona nie mogła po prostu dać mi tego
samochodu bez niepotrzebnego pierdolenia?
- Spóźnię się zaraz do szkoły – burknąłem wstając od stołu,
na co matka westchnęła ciężko.
- Kluczyki leżą na komodzie – szepnęła, gdy zbliżałem się do
wyjścia. Przesłałem jej uśmiech, po czym zadowolony złapałem za dokumenty i
wyszedłem z domu. Musiałem przecież jak najszybciej dostać się do szkoły, aby nie spóźnić się tysięczny raz.
Wszedłem do klasy, w której odbywał się angielski. Oczywiście
byłem spóźniony, ale w tym momencie nie interesowało mnie to za bardzo.
Spojrzałem na Ebony, która siedziała obok. Szatynka również nie była w dobrym
humorze. Westchnąłem, po czym zacząłem odliczać minuty do końca lekcji.
Nie minęło nawet pięć minut, gdy drzwi od klasy otworzyły
się a do środka wszedł funkcjonariusz.
- Cholera - mruknąłem wiedząc, że w tym momencie mam
przejebane. Już po mnie. Jestem skończony. Ebony spojrzała na mnie jakby wiedziała,
że facet przyszedł po mnie. Westchnąłem. Mężczyzna szepnął coś do nauczycielki
na ucho, po czym ta odezwała się:
- Bieber pójdziesz z panem – usłyszałem. Wstałem ślamazarnie
z krzesła podciągając swoje spodnie, które opadły niebezpiecznie ukazując moje
majtki. Odchodząc spojrzałem do tyłu na miejsce, na którym przed chwilą
siedziałem. Brązowooka przyglądała mi się nie wiedząc, co się dzieje. Kolejny
raz ją skrzywdziłem.
~*~
Jak myślicie, dlaczego Justin cały czas zachowuje się tak dziwnie, gdy Ebony wyjawia mu swoje uczucia? Może skrywa jakąś tajemnicę? :>
Ciężko pisało mi się ten rozdział, więc mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
+ jest wśród Was ktoś (lub może znacie taką osobę) kto zrobiłby mi szablon na bloga?