Justin
- Stary nawet nie wiesz jak się cieszę, że wreszcie cię wypuścili, mam dość załatwiania Twoich spraw - przyznałem klepiąc Hugo po plecach. Otworzyłem piwo, podczas gdy usiedliśmy na kanapie.
- Sorry bro, ale prawda jest taka,
że tylko tobie mogłem powierzyć niektóre rzeczy - uśmiechnął się. Naprawdę
szanuje i lubię Hugo, ale uczestniczenie w sprawach jego gangu było męczące zwłaszcza,
że ostatnio Ebony o wszystko się ze mną kłóci.
- Rozumiem, ale mam nadzieję,
że to koniec, bo naprawdę chciałbym już skończyć z tym syfem w moim życiu.
Wywalili mnie ze szkoły, więc nadszedł czas, aby rozejrzeć się za jakąś pracą -
westchnąłem upijając łyk piwa.
- Możesz pracować z nami - zaproponował,
na co się zaśmiałem.
- Myślałem raczej o legalnej
pracy Hugo - przyznałem.
- Justin jesteś sprytny,
mądry i masz już doświadczenie, dasz sobie radę i na pewno zarobisz więcej niż
w jakiejś innej robocie poza tym nie masz pewności czy ktoś cię zatrudni bez
wykształcenia. Przemyśl to - stwierdził, lecz niedane było mi odpowiedzieć,
ponieważ ktoś usiadł na moich kolanach. Uśmiechnąłem się do blondynki i
spojrzałem na Randle, którego kolana również były zajęte.
- Jak się bawisz mała? -
spytałem odpalając joint. Tak, palę. Ale co z tego? Ebony się nie dowie a mi
nic z tego powodu nie będzie. Joint jeszcze nikogo nie zabił, chyba.
- Lepiej bym się bawiła z
Tobą na górze - szepnęła do mojego ucha starając się brzmieć uwodzicielsko.
Zaśmiałem się jednocześnie zaciągając się skrętem.
- Przykro mi, ale nie tym
razem skarbie - powiedziałem wypuszczając dym prosto w jej twarz. Dziewczyna prychnęła,
po czym wstała zalotnie kręcąc biodrami. Dziwka.
Siedziałem na tej kanapie
paląc. Wszyscy dobrze się bawili. Obok mnie Hugo flirtował z panienką, gdy
nagle podszedł do mnie jakiś koleś. Zdziwiony odłożyłem skręta i wyszedłem na
zewnątrz tak jak chciał chłopak. Randle poszedł za mną.
- Powinieneś o czymś wiedzieć
- powiedział, na co spojrzałem na niego pytająco. - To jest Twoja dziewczyna,
prawda?
- Tak - odpowiedziałem
patrząc na zdjęcie Ebony siedzącej w Waffle House. - I co z tego?
- Za nim tu przyjechałem
wpadłem na chwilę do Waffle House po kawę i wchodząc tam zastałem Twoją
dziewczynę siedzącą z Bomerem. Chyba się pokłócili, ona wyszła do łazienki a on
poszedł za nią. Byli tam przez chwilę i gdy miałem już wychodzić ona szybko
wyszła prawie taranując ludzi przy wejściu a on zapłacił i za nią pobiegł -
wyjaśnił jeszcze raz podając mi swój telefon, na którym tym razem widniało
zdjęcie Ebony i Dragona siedzących razem przy stoliku. Powiedzenie, że w tym
momencie byłem wkurzony byłoby niedopowiedzeniem. Randle podszedł do mnie, aby
zerknąć na zdjęcie.
- Stary wyluzuj, choć
poszukamy jej i pogadasz z nią. Nie rób nic pochopnie - powiedział jednocześnie
klepiąc mnie po ramieniu, lecz nie zrozumiałem nic z jego słów, ponieważ cały
czas miałem w głowie obraz tego sukinsyna blisko MOJEJ dziewczyny.
- Nie, zabije go. Zabije
skurwiela za rozmawianie z nią, za samo bycie blisko niej! Nawet nie chce wiedzieć,
o czym rozmawiali, on ma się do niej kurwa nie zbliżać! Już wystarczająco
wjebał się w moje życie! - wykrzyczałem, po czym puszczając wiązankę
przekleństw poszedłem w kierunku mojego samochodu. Zatrzymałem się i
przeszukałem kieszenie szukając kluczyków.
- Justin to nie jest
najlepszy pomysł, nie jesteś w stanie prowadzić, jeszcze zrobisz coś głupiego.
Czy to nie może poczekać do rana?
- Czy Ty kurwa jesteś moją
matką?! Nie pozwolę mu zadzierać ze mną, żaden skurwiel nie będzie rozmawiał z
moją dziewczyną! I nie to nie może poczekać do jutra, im szybciej tym lepiej -
burknąłem wsiadając do wozu.
- Nie patrz tak na mnie tylko
jedź - powiedział zapinając pas na miejscu pasażera.
- Nie musisz mnie niańczyć -
jęknąłem wkurzony. Odpaliłem wóz i nie mając żadnego planu po prostu jechałem.
- Co zamierzasz zrobić? -
spytał jakby czytał mi w myślach.
- Skopać mu tyłek -
odpowiedziałem wzruszając ramionami.
- Może porozmawiaj najpierw z
Ebony, może to ona chciała się z nim spotkać?
- Nie wierzę w to, gdyby
chciała o coś zapytać to zapytałaby mnie - odrzekłem pewien siebie, na co Hugo
westchnął.
- Jesteś tego pewien? Bo
jakoś nie pomyślała o tym, gdy odwiedziła mnie w areszcie - spojrzałem na niego
zdziwiony i przyrzekam, że gdyby nie to, że jestem mega wkurzony to
prawdopodobnie bym teraz zemdlał z nadmiaru wiadomości.
- O czym Ty mówisz? -
spytałem zdezorientowany.
- Przed tym jak odbijaliście
broń Ebony odwiedziła mnie w areszcie i pytała o Twoją przeszłość, ale wyluzuj
nic jej nie powiedziałem - powiedział układając palce na znak honoru.
- Czyli twierdzisz, że może
spotkała się z nim żeby się czegoś dowiedzieć? Ale czemu z nim do cholery?
- Nic nie twierdzę, ale wiesz
jak bardzo Bomer Cię lubi a dzięki temu jestem pewien, że powiedziałby jej, co
tylko by chciała - stwierdził.
- Kurwa - przekląłem waląc
dłońmi w kierownicę. - Teraz tym bardziej mam ochotę mu zajebać - warknąłem.
Hugo nie powiedział już nic dobrze wiedząc, że zbliżamy się do domu Bomera. Nie
chciałem ryzykować i zakradać się do jego kryjówki gdzie o tej porze prawdopodobnie
spotkałbym większość jego pseudo gangu. Lepiej było zaczekać na niego w jego
własnym domu.
Wysiedliśmy, gdy auto
zatrzymało się na podjeździe średniej wielkości domku. Przybrałem pozę spokojnego,
co kompletnie nie było prawdą, ponieważ w środku byłem cholernie zdenerwowany.
Zapukałem do drzwi. Była, 23 lecz w jednym z pokoi paliło się światło.
- Dobry wieczór - powiedziałem,
gdy drzwi otworzyła kobieta w średnim wieku. - Czy zastałem Jasona?
- Nie ma go - odpowiedziała.
- Ale powinien zaraz być, obiecał, że przywiezie braci przed północą.
- A czy moglibyśmy tu
zaczekać? - spytałem wskazując na dwa krzesła i stolik stojące na werandzie.
- Tak, oczywiście. Może
zrobić wam kawy lub herbaty? Jest już strasznie zimno - zaproponowała, na co
podziękowaliśmy i usiedliśmy na podwórku.
- Nie wierzę, że to matka
Bomera, taka miła kobieta a z niego sukinsyn - Hugo zaśmiał się wyciągając
paczkę fajek z kieszeni.
- On ma braci? - spytałem
zaintrygowany słowami matki Dragona.
- Dwóch, 16 i 13 lat. Młodszy
całkiem fajny, ale Luke idzie w ślady Jasona. To przez nich robi to, co robi.
Nie mają ojca i ktoś musiał zarabiać - stwierdził zaciągając się papierosem.
- Skąd ty to wszystko wiesz?
- zaśmiałem się.
- Ja wiem wszystko o tym
mieście brachu.
Przez kolejne piętnaście
minut siedzieliśmy w ciszy. Próbowałem ułożyć jakiś plan, lecz wszystko było
bezsensu. Wzdychając wyciągnąłem telefon z kieszeni. Gdy go odblokowałem zauważyłem,
że Ebony próbowała się do mnie dodzwonić. Napisałem jej sms.
'Musimy porozmawiać. Będę u
ciebie rano przed szkołą, J'
- Jedzie - usłyszałem głos Hugo. Spojrzałem na drogę gdzie koło mojego Camaro zatrzymał się Mustang. Z samochodu wysiadły trzy postacie. Dragon zauważając nas kazał wejść braciom do domu. Sam został i oparł swój tyłek o maskę mojego wozu. Wstałem i szybkim tempem zacząłem iść w jego stronę.
- Jakim kurwa prawem śmiesz
rozmawiać z moją dziewczyną?! Kto Ci w ogóle pozwolił na nią patrzeć? -
wrzasnąłem zaciskając pięści.
- Zamknij trochę tą mordę,
jest późno, cała ulica cię musi słyszeć? - powiedział wkładając dłonie do
kieszeni spodni.
- Czego od niej chciałeś? Mów,
bo obiecuje, że nie ręczę za siebie - warknąłem przesyłając mu jedno z groźnych
spojrzeń.
- Nie Twoja sprawa -
odpowiedział śmiejąc się.
- Właśnie, że moja, bo mówimy
o mojej dziewczynie i nie wkurwiaj mnie swoimi gierkami, bo odetnę ci zaraz
jaja - zagroziłem kompletnie wyprowadzony z równowagi, na co zapewne liczył.
- A może mały zakład, co
Bieber? Przejedziemy się, wygrasz-odpowiem na wszystkie Twoje pytania,
przegrasz-bierzesz udział w pięciu następnych wyścigach dla mnie - zaproponował
wystawiając w moim kierunku swoją prawą rękę. Wahałem się przez chwilę, lecz
przyjąłem umowę. Coś lub nic. Nie poddam się bez walki.
- Jedź za mną - powiedział
wsiadając do swojego auta.
- Justin mam nadzieję, że wiesz,
co robisz - Hugo odezwał się, gdy jechaliśmy za Bomerem.
- Tak, chronię moją
dziewczynę - odpowiedziałem mocniej zaciskając dłonie na kierownicy.
Wiadome było, że moje Camaro
było lepsze od jego Mustanga, więc nie było szansy abym przegrał. Bynajmniej
taką mam nadzieję. Gdy zajechaliśmy na miejsce okazało się, że jesteśmy tam
gdzie po raz pierwszy ścigałem się po przyjeździe do LA. Droga była prosta, ale
długa.
- Zasady są proste: trzeba
dojechać do końca, zakręcić i wrócić. Powodzenia - powiedział, gdy ustawiliśmy
się na linii startu. Randle wysiadł, aby nas wystartować. Może i ściganie się,
aby zdobyć informacje, co ten sukinsyn chciał od mojej dziewczyny nie było zbyt
inteligentnym pomysłem, ale w tym momencie mi to nie przeszkadzało. Prawda jest
taka, że w sumie to miałem ochotę na wyścig a pokazanie temu gnojowi, że ma ze
mną nie zadzierać było tylko dodatkiem.
Wystartowali. Samochody wciągu kilku sekund rozpędziły się do ogromnych prędkości. Justin był na prowadzeniu, lecz Jason nie zostawał mu dłużny. Zakręcili i udali się w drogę powrotną. Bieber wygrywał, co wyglądało jakby Dragon specjalnie mu na to pozwalał. Aż do momentu, gdy przed samą metą Bomer włączył dopalacz jednocześnie zostawiając Justina daleko w tyle. Takim o to sposobem wyścig o Ebony dobiegł końca.
Siedziałem na plaży popijając whisky z butelki. Księżyc odbijał się od przezroczystej wody. Nie miałem ochoty na powrót do domu, sen, na nic. Byłem tak wkurzony, że nie potrafiłem nawet skupić się na myśleniu. Jak mogłem dać się tak wykiwać? Nie wierze. Zbliżała się czwarta nad rana. Zakręciłem mojego Walkera, z którego wypiłem jedynie 1/4 a następnie głodny pojechałem w poszukiwaniu jakiegoś całodobowego baru.
~*~
Trochę nie wyszła mi końcówka, ale mam nadzieję, że Was nie zanudziłam (:
Dziękuję za ponad 60k wyświetleń! Cieszę się, że nadal czytacie moje opowiadanie, choć komentarze tego nie ukazują...
Mam nadzieję, że do następnego!