- Wstawaj do szkoły! - ktoś jęknął nad moim uchem jednocześnie
przebudzając mnie z przyjemnego snu. Czując ciepłą rękę na mojej talii
otworzyłam szybko oczy.
- Justin głupku, co Ty tu robisz? - sapnęłam patrząc na chłopaka,
który kucał obok mojego łóżka, po czym zerknęłam na telefon, który wskazywał
szóstą trzydzieści.
- Przyjechałem Cię obudzić - zaśmiał się. Podniosłam się i
popchnęłam go lekko, przez co wylądował na tyłku.
- Jest szósta rano a ja mam na dziewiątą! - powiedziałam z
powrotem opatulając się kołdrą.
- To ja wstaję wcześnie rano, przyjeżdżam do mojej dziewczyny, aby
zabrać ją na miłe śniadanie a ona mnie tak traktuje?! - burknął obrażony, na co
się zaśmiałam.
- Pewnie masz w tym jakiś ukryty cel, na pewno jest jakiś haczyk,
kłamco - przedrzeźniałam się z nim. Blondyn popatrzył na mnie zirytowany, po
czym wstał zamierzając skierować się do wyjścia, lecz nim zdążył zrobić kolejne
dwa kroki wyskoczyłam z łóżka i rzuciłam się na niego, przez co wylądowaliśmy
na podłodze.
- Połamałaś mi wszystkie kości - jęknął obejmując mnie, gdy
leżeliśmy na podłodze śmiejąc się.
- Tak na pewno - przewróciłam oczami. - To, co z tym śniadaniem?
- Gdybyś nie uciskała mi płuc to może bym ci powiedział - uznał
chichocząc. Wzdychając zeszłam z niego, po czym usiadłam po turecku na dywanie.
- Idź się ubierz i pojedziemy coś zjeść - powiedział podpierając się na
łokciach.
- I po to budziłeś mnie o szóstej rano? Boże Justin - wstałam
jęcząc pod nosem. Podeszłam do szafy, aby wybrać jakieś ciuchy. Czułam się
trochę nieswojo, ponieważ byłam pewna, że Justin obserwuje każdy mój ruch. -
Przestań się na mnie patrzeć, bo czuje się jakbym była naga - rzuciłam mu
karcące spojrzenie, gdy byłam w drodze do łazienki.
- W mojej głowie właśnie taka jesteś; naga! - krzyknął za nim
zdążyłam zamknąć za sobą drzwi. Zaśmiałam się pod nosem, lecz uśmiech szybko
zszedł z mojej twarzy, gdy uświadomiłam sobie, że ktoś z mojej rodziny mógł to
wszystko usłyszeć.
- Mam ochotę na jajka i bekon - Justin uśmiechnął się
przekraczając próg Waffle House. Przewróciłam oczami widząc go tak
podekscytowanego. Jednak nie powiedziałam nic czując jego dłoń splatającą się
wraz z moją, gdy szliśmy do jednego ze stolików. - A Ty kochanie, co byś
zjadła? - spytał uśmiechając się zalotnie.
- Kanapkę i gofra - stwierdziłam spoglądając na Menu. Nie czekając
dłużej blondyn poszedł złożyć zamówienie. - Za czterdzieści minut zaczynają się
lekcje - powiedziałam, gdy wrócił.
- Niestety, ale wiesz; zawsze możesz się zerwać - powiedział
uśmiechając się. - Chociaż jednak nie, musisz chodzić do szkoły, aby być
inteligentną i wykształconą dziewczyną - dodał za nim zdążyłam cokolwiek
powiedzieć.
- A Ty? - zapytałam patrząc na niego podejrzliwie, na co on
westchnął.
- Wywalili mnie - rzucił jakby to była najnormalniejsza rzecz na
świecie.
- Co proszę? Jak to wywalili Cię ze szkoły!? Pattie o tym wie?
Boże Justin - zaczęłam histeryzować, na co on złapał moją dłoń i biorąc głęboki
oddech powiedział:
- Wczoraj przyszło jakieś pismo, że mam dużo nieobecności i mnie
wywalają a Pattie jeszcze nie wie - wzruszył ramionami.
- Nie wierzę, przecież to ostatni rok, nie mogli cię tak po prostu
wywalić! - jęknęłam dalej nie dowierzając.
- Najwidoczniej jednak mogli - Justin był tak spokojny, że aż
miałam ochotę go uderzyć. Przecież to nie jest normalne, że wywalają go ze
szkoły! Nie wyobrażam sobie tego. W tym momencie piękna bańka, która otaczała
nas od poranka prysła.
- Przyjadę po Ciebie jak skończysz lekcje - powiedział stając na
parkingu szkolnym. Pokiwałam głową twierdząco, po czym zabrałam moją torbę i
chciałam wysiąść, lecz Justin złapał mnie za nadgarstek przyciągając do siebie.
- Powodzenia, kocham Cię - mruknął całując mnie w usta.
- Uważaj na siebie - poprosiłam zważając na ostatnie wydarzenia,
po czym wysiadłam. Dochodząc do wejścia głównego oglądnęłam się do tyłu, aby
zobaczyć jak Justin odjeżdża z piskiem opon. Ten dzień będzie naprawdę ciężki.
Nie wyobrażałam sobie lekcji bez Justina.
Przez ostatnie dni jedyne, co robiłam to myślenie o Justinie. To
myślenie polegało na odkryciu jego tajemnicy. Byłam w stu procentach pewna, że
nie mówi mi prawdy o swoim życiu. Boże, on nawet nie potrafił mi wyjaśnić,
czemu zniknął na te kilka dni. Wiecie, co jest najgorsze? Ostatnio uświadomiłam
sobie, że tak naprawdę nie wiem NIC o moim chłopaku. To zabijało mnie od środka.
Żyłam w jednym wielkim kłamstwie.
Kilka minut po piętnastej skończyłam lekcje. Szczęśliwa, że to już
koniec wybiegłam ze szkoły nie zwracając uwagi na innych. Gdy znalazłam się na
parkingu ujrzałam Justina opierającego się o maskę samochodu. Podeszłam do
niego a ten objął mnie w pasie.
- Tęskniłem - uśmiechnął się całując moje czoło. Zaśmiałam się
cicho zauważając, iż minęło niecałe sześć godzin odkąd ostatni raz się
widzieliśmy.
- Tak, ja za tobą też - przyznałam. - Chodź, muszę odebrać brata -
powiedziałam wsiadając na miejsce pasażera.
Justin zawiózł mnie do szkoły gdzie odebraliśmy mojego brata, po
czym odwiózł nas do domu.
- Wejdziesz do środka? - zapytałam, gdy zatrzymaliśmy się na
podjeździe a on nie ruszył się z miejsca.
- Nie mogę - pokiwał głową przecząco. - Muszę załatwić sprawy na
mieście - 'wyjaśnił' wzdychając. Kiwnęłam udając, że zrozumiałam, po czym cicho
dziękując; wysiadłam. Szukając kluczy w torbie skierowałam się do drzwi
wejściowych, przy których czekał na mnie Austin.
- To chyba do Ciebie - powiedział podając mi białą kopertę z moim
imieniem napisanym na wierzchu.
- Skąd to masz? - spytałam patrząc podejrzliwie, ponieważ nie było
na niej żadnego adresu czy znaczka pocztowego.
- Leżała na wycieraczce jak przyszedłem - odpowiedział. Nie mówiąc
nic otworzyłam drzwi abyśmy mogli wejść do środka. Austin poszedł do salonu a
ja udałam się do kuchni. Usiadłam przy stole i czym prędzej otworzyłam kopertę
ciekawa, co zawiera w środku.
Biała kartka. W środku była kartka zapisana jakimiś literami.
Zaczęłam się denerwować, lecz jednocześnie moje zainteresowanie wzrosło. Za nim
jednak zaczęłam czytać odetchnęłam głęboko i poczekałam chwilę nie za bardzo
będąc pewną czy jestem gotowa, aby przeczytać, co ktoś dla mnie przygotował.
Na pewno nie byłby to list od moich rodziców, Justina czy
przyjaciółki, (która swoją drogą obraziła się na mnie i żyje swoim życiem), bo
znam ich pismo, sąsiedzi raczej też odpadają, bo to bezsensu, więc zostawał
ktoś, kto się we mnie zadurzył lub jakiś wróg. Cokolwiek.
Bałam się tylko jednego:, co jeśli ten list zrujnuje moje życie?
Droga Ebony,
może nie jestem zbyt dobrym pisarzem a
listy nie są moją mocną stroną, lecz chciałbym przekazać Ci coś, co
prawdopodobnie sprawi, że spojrzysz na otaczający Cię świat inaczej i dowiesz
się w końcu prawdy o Twoim chłopaku, którą on tak bardzo chciał przed Tobą
ukryć.
Wzięłam głęboki oddech, podczas, gdy moje ręce zaczęły się trząść
a tętno gwałtownie przyśpieszyło. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam a
dalsza część listu strasznie mnie ciekawiła. No cóż...
Justin Drew Bieber osiemnastoletni
Kanadyjczyk, który dotychczasowo zamieszkiwał Atlantę prowadził tam całkiem
bujne życie. Lecz nie w tym rzecz.
Czy wiedziałaś, że Twój chłopak był
gangsterem? Czy wiedziałaś, że Twój chłopak brał udział w nielegalnych wyścigach?
Czy wiedziałaś, że Twój chłopak pomagał w napadach na banki, lombardy, sklepy?
Czy wiedziałaś, że Twój chłopak chodził po mieście z bronią? Oh, nie martw się
- nie zabił nikogo, bynajmniej tak wszyscy twierdzą. Prawdopodobnie nie
uwierzysz w przypadkowy list, który dostałaś od nieznajomego, dlatego wyjaśnię
Ci skąd wiem to wszystko. W dodatku gratis napiszę Ci kilka ciekawostek,
słoneczko.
Justin był przestępcą? Jak to? Chyba właśnie zaczęłam się
denerwować. I dlaczego mój 'prześladowca' - czy jakkolwiek chcecie nazwać tą
osobę nazywa mnie swoim słoneczkiem?
W wieku 15 lat Twój chłopak zaczął
zarabiać na życie pomagając jednemu z najsilniejszych gangów samochodowych w
Atlancie. Wkrótce odkrył swój talent, który każdy chciał chętnie wykorzystać
dla swojej korzyści - Justin został kierowcą w nielegalnych wyścigach
ulicznych. I to nie jakimś tam kierowcą, lecz najlepszym w całym mieście!
Uwierzyłabyś w to? Twój uroczy, kochany, słodki chłopak brał udział w
wyścigach. W dodatku biedaczek uzależnił się od tego. Uzależnił się od
adrenaliny, którą dostarczała mu szybka jazda. Przekraczanie prędkości, ryzyko
wypadku, nadzieja na zwycięstwo. Ale nie martw się nie skończyło się na samych
wyścigach.
W dzień Pan Bieber pomagał przy dostawach
narkotyków. Nie był dilerem, po prostu obstawiał ich, był ich kierowcą. Lecz
wkrótce stwierdził, iż nie zadowala go ta 'praca' i postanowił pomóc innym
dobrodusznym i niewinnym stworzeniom (wyczuwasz ten sarkazm, prawda
skarbie?).
Wstałam od stołu rzucając na niego kartkę papieru. Zakryłam usta
dłonią nie wierząc w to wszystko. Jak ktoś mógł pisać takie rzeczy o moim
Justinie? Wiadomo - nie był idealny. Wiedziałam też o tych całych wyścigach,
ale do tej pory nie wydawało się to takie groźne jak po przeczytaniu tego
listu.
Nalałam sobie wody do szklanki, po czym wzdychając wróciłam do
czytania.
Zaczął pomagać przy napadach. Oni
napadali, kradli a on ich wiózł jednocześnie uciekając przed policją. Po
wszystkim dzielili się łupem a Justin uciekał niezauważony. Jeżeli nie znasz
jego sławnych słów to chyba najwyższa pora abym cię z nimi zapoznał.
"Podajesz datę i godzinę a ja daję ci
pięć minut. Cokolwiek zdarzy się przez te 5 minut, jestem do Twojej dyspozycji.
Nie czekam dłużej. Nie noszę broni. Odjeżdżam"
Interesujące prawda? Takie właśnie życie
prowadził Twój chłopak. Wydaje się niemożliwe? Lecz tak właśnie było. A propos
policji - pewnie zastanawiasz się czy został złapany itd. Odpowiedź brzmi: nie.
Jak to? Kochany Justin miał wtyki w Policji. Pomijając fakt, iż gang wszystko
maskował - jego kochana mamusia dawała dupy jednemu z ważniejszych policjantów
w Atlancie.
Myślisz sobie: to nie możliwe. A
jednak.
Takie życie wiódł przez prawie trzy lata.
Gdy tylko jego matka dostała propozycję pracy w LA spakowali manatki i
wyjechali. Ale nie myśl sobie, że tutaj Justinek się ustatkował. No, co Ty. Jak
chłopak taki jak on mógłby przestać robić to, co kocha. Tutaj też się ścigał,
był kierowcą. Gangi o nim wiedzą i w każdej chwili mogą go wykorzystać.
To tyle ode mnie. Mam nadzieję, że niczego
nie pominąłem. Możesz mi wierzyć lub nie, ale wszystko to sprawdzone informacje
prosto od starego przyjaciela Biebera, (jeżeli mi nie wierzysz spytaj swojego
chłoptasia o niejakiego Chaza Somersa). Możesz zrobić z tymi informacjami, co
chcesz, ja chciałem cię tylko ostrzec.
Gdybyś miała jakieś pytania, cokolwiek -
możemy spotkać się jutro o 20 w Waffle House, który tak często odwiedzasz ze
swoim chłopakiem. Tylko czasem nie zabieraj go na to spotkanie, wtedy nic się
nie dowiesz.
Pozdrawiam piękna.
To nie może być prawda. To jakiś cholerny koszmar. Pieprzony żart.
~*~
Znowu miesięczne opóźnienie, przepraszam. Nawet nie będę się tłumaczyła, bo to bezsensu.
Powoli zbliżamy się do końca :)
Jak myślicie kto napisał ten list?
Mam nadzieję, że skomentujecie po przeczytaniu może zmotywuje mnie to do szybszego napisania kolejnego rozdziału!